Strona prywatna Krzysztofa Nagrodzkiego

Ojczyznę wolną...

Lojalnie należy uprzedzić, że tekst będzie zawierał pewne powtórzenie, czy może raczej przypomnienia. W natłoku informacji, w śpiesznym galopie codzienności, są one jednak niezbędne, aby nie dać się pochłonąć pragmatyzmowi spraw bieżących. Które są ważne. Często, niezwykle istotne. Ale zawsze to tylko skutek przeszłości. I epizod na drodze do przyszłości.

                                                                                               ***
Wielu z nas pamięta zapewne ów -  pełen radosnej ekspresji - telewizyjny okrzyk młodej aktorki obwieszczający koniec komunizmu w Polsce, po wyborach 1989r. Entuzjazm i nadzieja górowały nad chłodną pamięcią, iż władzy raz zdobytej nie oddaje się tak łatwo.

Najobfitsze profity miał przynieść już po kilku miesiącach tzw. plan Balcerowicza (aczkolwiek wtajemniczeni twierdzili, że to plan Sachsa, czy raczej Sorrosa). Należało brać sprawy w swoje ręce i przede wszystkim zdobyć pierwszy milion. Dowolnym sposobem. Wszak wiadomo było, z archiwalnych podręczników budowania kapitalizmu, iż potem idzie już łatwiej. Z organizowaniem następnych milionów. Dla niektórych. Biegli w doświadczeniach i transformacjach ustrojowych - od kapitalizmu do komunizmu przez socjalizm i z powrotem - zgarniając owe „sprawy” w chwytliwe, doświadczone łapki, szczególnie musieli zatroszczyć się o banki - krwiobieg gospodarki; o środki masowego przekazu - jaka informacja taka reakcja; no i o dawne tzw. służby – wiadomo, kto płaci, ten wymaga. I dostaje. Środki masowego komunikowania miały - jak zwykle - uświadomić lud, iż transformacja wymaga pewnych przejściowych wyrzeczeń, przyciśnięcia pasa i ufności. Ufności w mądrość elit. Starych i tych młodszych – z jednego przedszkola, jednej Alei, czy z jednego obozu dla pionierów.
                                                                                             ***
Uświadomienia, że z „transformacją” jest coś nie tak, przychodziły w różnym czasie i w różnych odmianach goryczy. Po raz pierwszy - przepraszam za mikroskalę – moje zdziwienie wychynęło z kiosku „Ruchu”, kiedy nie można było znaleźć kart świątecznych. Nie tych, obwieszczających radośnie święta bombki czy jodełki ze świecą w czasie Bożego Narodzenia, lub święto zajączka z jajeczkiem i cebrzykiem wody w czasie Wielkiego Misterium śmierci i Zmartwychwstania Pańskiego. Tylko tych normalnych. Jak to? - pytało zdziwienie - mamy Ojczyznę wolną, wracamy do naszej łacińskiej, tysiącletniej historii i nadal jeno bombki i zajączki?...

Dalej już szło ciurkiem: Znane kłopoty ze znalezieniem korony dla Orła Białego i uwieńczeniu jej  krzyżem; rozmaite „grube kreski”; „restrukturyzacje”; „prywatyzacje”; „liberalizacje” i „tolerancje” poczęły rozrastać się i dewastować życie państwa i narodu – jego tkankę materialną i duchową. Jak rak. Natomiast Aktyw Postępu, który funkcjonuje jedynie w ścisłej symbiozie z kieszenią płatnika( lub zleceniodawcy), ci, którzy z zapałem manifestowali przywiązanie do ustroju sprawiedliwości społecznej, wymachiwali stosownymi legitymacjami i szturmówkami; towarzysze wywierający mniejsze lub całkiem pokaźne naciski na zapisywanie się do Przewodniej Partii - czołówka z przeróżnych dyrekcji, komitetów, organów i instancji - nagle cisnęli precz szturmówki, idee, zasady, hasła i popędzili ku Nowemu. A do dalszego ciągu ateistycznych eksperymentów zmieniono szyld. Z marksizmu, na globalny liberalizm. Obrotowi idealiści. Korytkowi.

Libertynizm, tak ochotny do obleśności, seksizmu, pornografii, pornowizji, i w ogóle do wybiórczego „zabrania się zabraniać” - nijak nie chciał powiązać przyczyn i skutków przeróżnych patologii - skutków swej naturalnej ewolucji: od pokory człowieka rozumnego, po pychę ćwierćmózgowca, potrafiącego wychwytywać jeno oderwane impulsy informacyjne; od sensu wiary, po pustkę ateizmu; od rozwydrzenia, po bandytyzm; od odmawiania prawa do wolności narodzenia i życia dzieciom poczętym, do klecenia następnych form wdrażania starych nieludzkich wizji, nowoczesnymi metodami zniewalania. Lewackich „objawień”, bezradnych wobec podstawowych pytań. Mających kłopot chociażby z ustaleniem, kiedy człowiek zaczyna być człowiekiem. W zaciszu gabinetów postępu dogrzebano się nawet do śmiałej, choć ryzykownej - również dla tytanów rewolucyjnej myśli - doktryny, iż człowieczeństwo liczy się w momencie umiejętności samodzielnego funkcjonowania(!)

- Tak, to może załatwić wiele problemów. Szczególnie kwestię nadmiaru „niezdolnych do samodzielnego funkcjonowania” w biedzie, bezrobociu, bezdomności, ułomnościach, chorobach, starości...
                                                                                              ***
Czas wchodzenia w ustabilizowaną, porządną gospodarkę w solidnym państwie prawa, wciąż prolongowano - kilka miesięcy, kilka lat, kilka dekad, kilka pokoleń?... Nie mogło zatem, nie zrodzić się podejrzenie, iż dla fachowych majstrów postępu i ich nieźle opłacanych czeladników, same starania są wystarczającą czynnością. Zapewne do czasu uporania się ze znacznie poważniejszymi problemami: z wytrzebionymi - jak mniemano - przez lata materialistycznych egzorcyzmów, a odradzającymi się potworami: patriotyzmem – zwanym obecnie nacjonalizmem; poczuciem godności narodowej - zwanej zaściankowością i ksenofobią; wiarą w Boga - zwaną ciemnogrodem i obskurantyzmem; poczuciem przyzwoitości – odbierającym radość nieskrępowanego demonstrowania obleśność. No i oczywiście z najgorszą bestią: antysemityzmem, „w tym kraju bez Żydów”, który należało bezwzględnie wykreować, doprowadzić do stanu widzialnego i dobić. - Dlaczego? - To się pewnie okaże...

 Zleceniobiorcy demaskacji historycznych, narodowych, religijnych, zakasali rękawy. Popyt rodzi podaż. Robota wre.
                                                                                                ***
W ramach prac zleconych rozbrzmiewa po świecie, iż żołnierze podziemni okupowanej od 1939r. przez Sowietów i Niemców Polski, jeżeli nie stali z bronią u nogi, to gnębili, kogo się dało - Litwinów, Ukraińców, Białorusinów, a najperfidniej i z największym upodobaniem - ponieważ wyssali to z mlekiem matek - mordowali Żydów. Niemieckie obozy zagłady i koncentracyjne w Polsce, po pierwszych badaniach okazały się obozami hitlerowskimi, następnie nazistowskimi, aby w najbardziej demaskatorskich ujawnić całą prawdę: to były Polskie obozy śmierci! Jeszcze trochę a świat pojmie i oswoi się z myślą, iż biedni Niemcy musieli najechać nasz kraj w obronie zagrożonych eksterminacją Żydów (jak donosi Wielka Encyklopedia PWN w II tomie, najdrastyczniejszy przykład antysemityzmu to Jedwabne, i tylko Jedwabne!, a nie np. Auschwitz czy Treblinka ), a następnie Sowieci uratowali Europę przed rozszalałym nacjonalizmem i antysemityzmem polskich burżui, kułaków, kleru oraz niedobitków Andersa (komunistyczna teza o prowokacji kieleckiej, demaskowana przez Krzysztofa Kąkolewskiego w książce „Umarły cmentarz”).  I tak dalej, i tym podobne... Cóż – zlecenie, to zlecenie.

Pewien problem stanowić mogą niektórzy sprawiedliwi w narodzie wybranym, i innych nacjach, demaskujący od dawna prawdziwe kulisy kryminalnych przeróbek historii. W The Holocaust Industry prof. Norman Finkelstein wyjaśnia, o jakie pieniądze idzie gra. I kto jest dyrygentem tego obrzydliwego chóru żerującego na nieszczęściach narodów. Wspaniała Żydówka - niestety już nieżyjąca - profesor Dora Kacnelson musiała bronić prawdy o czasach ludobójstwa i godności Polaków przed...nimi samymi. Lub takich udającymi. Tudzież kompetencję. W zalewie liberalnych i libertyńskich nadajników, próbujący demaskować historycznie ksenofobiczne, zaściankowe, warcholskie ego Polaków. Z dokumentacji rzetelnych badaczy i historyków, wynika zaś wyraźnie, że do poważnych prac należy zabierać się, z jakim taki oprzyrządowaniem intelektualnym i moralnym, a nie tępym majcherkiem zacietrzewienia ideologicznego w ręku /zob. np. J .R. Nowak - Czarna legenda dziejów Polski;  publikacje i książki Andrzeja Leszka Szcześniaka, Leszka Żebrowskiego, Piotra Gontarczyka, Tomasza Strzembosza, Marka Chodakiewicza, Petera Rainy, Wiktora Poliszczuka, Normana Davisa, Ryszarda Bendera, Iwo Cypriana Pogonowskiego,  jakby zapomnianych przez „postęp” autorów pochodzenia żydowskiego: Szymona Askenazego, Wilhelma Feldmana, Hermana Feldsteina, Jakuba Goldberga, Mieczysława Grydzewskiego, Mariana Hemara, Ludwika Hirszfelda, Leona Hollenderskiego, Michała Korenfelda, Bernarda Laurea, Józefa Lichtena, Klary Mirskiej, Józefa Nichthausera, Aleksandra M. Schenkera, Israela Shahaka, Kazimierza Sterlinga, Juliana Unschlichta  i innych – Polaków, Żydów, Niemców, Amerykanów - wszędzie są „sprawiedliwi wśród narodów”. I uczciwi wobec faktów.
                                                                                                ***
Co do religii i wierzeń w Jezusa z Nazaretu – „zwanego Chrystusem” - jak poprawnie należy pisywać (zapewne nie urazić niektórych bardzo starych a wpływowych braci), sprawa jest dosyć czytelna. „Postać sfabularyzowana”, „przegrany rewolucjonista”, ba! - nawet „fikcja literacka” - to część prostych antychrześcijańskich dogmatów. W odróżnieniu od głębszych wskazówek, jak chociażby tej - Oriany Fallaci - wypływającej ze zdziwienia autorki, iż Kościół katolicki prowadzi dialog z muzułmanami, uważającymi Jezusa za „drugorzędnego” proroka, a chrześcijaństwo za „poroniony islam” („Siła rozumu”). No, cóż – można się spierać, dla kogo Chrystus jest bardziej „drugorzędny” - dla islamu, buddyzmu, a może judaizmu?... Kościół jednak prowadzi dialog ze wszystkimi, ponieważ do tego jest właśnie przez Jezusa Chrystusa posłany. Czyni to z obowiązku wiary, miłości, nadziei, i  wiedzy, że tą drogą musi pójść człowiek. Aby przeżyć. W dobrej kondycji. To jest skomplikowany, trudny, choć w efekcie piękny, szlak. Dla każdego, bez wyjątku. Dlatego „wolnomyśliciele” wszelkiej maści czynią nademocjonalne wysiłki, często sami nie zdając sobie sprawy z głęboko ukrytej przyczyny takich działań, aby uzyskać alibi dla uwolnienia się z tego obowiązku. Czasami czynią to nawet z pewnym wdziękiem - jak to dzieci. Tyle tylko, że jeżeli „dziecięca choroba lewactwa”, nie zostanie przezwyciężona w uleczalnym stadium jej rozwoju, skutki bywają przerażające. Świat przerabiał to nie raz. Zawsze z tym samym skutkiem.

Mniej natomiast czytelny, a tym samym groźniejszy, jest „rewizjonizm” wewnętrzny, próbujący rozkładać Kościół poprzez „zatroskane” manipulowanie przy jego konstrukcji. Ale to temat na inne opowiadanie.
                                                                                             ***
W naszej Ojczyźnie, pamięć o dawnych i obecnych latach pogardy, upokorzeń, zniewolenia, prób zagłady żyje. I o pryncypiach pozwalających na przeniesienie człowieczeństwa. Mimo usilnych starań medialnych słowotokistów, aby po pytaniu „co to są te pryncypia?”, odpowiedź mogła być jedynie ironiczna, a pojęcie nabrało wydźwięku przejmująco niepostępowego. W postępie - wiadomo - każdy może ustalać sobie zasady. Oczywiście, o ile są one zgodne z kodeksem postępowych Pryncypałów.

 Być może jednak ten słowotok przed mikrofonami, kamerami, na szpaltach, jest absolutnie szczery. Po prostu, kiedy przebywa się w zamknięciu i karmi strawą pojęć wciąż tego samego środowiska, zaczyna brakować szans na prawdziwą refleksję nad sensem. I tak przeglądy prasy - to mniej więcej stały kanon tytułów. Spotkanie komentatorów - bez zaskoczeń. Wystąpienie typowego lewackiego polityka - chodzenie w zaparte. Głos krytyka, „eksperta”, „autorytetu moralnego” -  proszę bardzo -  żelazny zestaw. Sami swoi. Bez niebezpiecznych niespodzianek. Oczywiście pewne różnice w rozkładaniu akcentów być muszą. Pluralizm. Wyborcza, Polityka, Newsweek, Wprost, Życie Warszawy, Życie, Trybuna, Przegląd, Przekrój, często – niestety – Rzeczpospolita, telewizje, radia... – płyną do ludu tokowania w różnych odcieniach. We wzajemnych cytowaniach, w jakże częstych wspólnych pryncypialnych ukłonach, przed kim trzeba i wspólnych wypięciach na konkurenta: Radio Maryja – wybitnie wrogo – aż do preparowania zarzutów; Nasz Dziennik - czasami, owszem, zostanie zauważony, z przyśmiewczym grymasikiem lub wyświechtanym od nadużywania epitetem antysemityzmu. N. Myśl Polska – z braku innych, podobny zarzut. Destrukcja prawdy, moralności, oraz wszechobecna histeria prounijna, w globalistycznym zauroczeniu. Na klęczkach, za wszelką cenę, z wyzbywaniem interesów narodowych - interesów narodowych Polaków - aż po szantaż, że katastrofa, że świat się odwróci, że wszelkie plagi, jeżeli ...

 Lęk autentyczny? Czy kreowany, jak sama przyczyna?...

                                                                          ***

I tak pisze się w Ojczyźnie nowy rachunek krzywd - rachunek za budzenie waśni, za kłamliwe oskarżenia, za agresje przeciw normalności, za nędzę, i pogardę dla - właśnie - pryncypiów. Ale i trwa jeszcze pamięć o zasadach naszej łacińskiej cywilizacji, o dekalogu, o sensie godnego uczciwego życia. Jeszcze Polska nie zginęła, póki ona żyje. Stąd gorączkowa krzątanina w punktach szczepień amnezji. Wierzmy, że bezskuteczna, mimo chwilowych wahań statystyk.

Krzysztof Nagrodzki

Publikacja: N. Myśl Polska nr 22 z 30 05 2004r.
                                                                         

Copyright © 2018. All Rights Reserved.