Historia odkryta dzięki dawnej fotografii-Franciszek Nagrodzki
We wspomnieniach poświęconych mojej rodzinie często wracano do okresu Wielkiej Wojny 1914 r. Przyczyną były losy mojego dziadka Franciszka Nagrodzkiego, żołnierza carskiego, który w 1914 r. dostał się do niewoli niemieckiej.
Według przekazów, do służby w carskiej armii dziadek został po raz pierwszy powołany około 1897 r. W 1904 r. założył rodzinę. W akcie małżeństwa widnieje zapis „żołnierz”.
Po wybuchu I wojny światowej, pod koniec lipca 1914 r. ponownie został wcielony w szeregi carskiej armii. Po kilku latach spędzonych na froncie wrócił do domu. W opowieściach rodzinnych z czasu mojego dzieciństwa z pewnością były też inne szczegóły dotyczące losów dziadka, jednak ich nie pamiętam i nikt tej historii nie spisał.
Natomiast w naszym prywatnym archiwum zachowały się dwa zdjęcia Franciszka Nagrodzkiego: jedno z czasów służby wojskowej, a drugie już z obozu jenieckiego, przedstawiające go w szynelu, czyli zimowym płaszczu. Czas pozostawił swój ślad na tych zdjęciach, są wyblakłe i zniszczone. Nie potrafiłam odczytać z nich informacji, które - jak się później okazało - ukrywają ich dużo. W 2014 r. zainteresowałam się genealogią, w tym poszukiwaniami archiwalnymi. Gromadziłam przeważnie akta stanu cywilnego moich przodków.
Wielokrotnie jednak zastanawiałam się nad losami dziadka Franciszka, szukałam źródeł i sposobu ich uzupełnienia. W 2020 r. zamieściłam zdjęcie Franciszka Nagrodzkiego na grupie na Facebooku „Żołnierz Carskiej Armii”, z krótkim opisem jego losów jako żołnierza.
Mój wpis spotkał się z życzliwością wielu osób, otrzymałam rady oraz informacje, dzięki którym uzupełniłam wiedzę o losach dziadka na froncie oraz w niewoli niemieckiej i powiązałam je chronologicznie ze znanymi faktami. Dzięki otrzymanym podpowiedziom udało mi się wyjaśnić, że Franciszek Nagrodzki służbę wojskową odbył po 1897 r. m.in. w Tifliskiej Guberni (Tiflis/Tyflis to dziś Tbilisi), czyli na terenie obecnej Gruzji. Zakończył ją w stopniu podoficera (na zdjęciu na pagonach munduru widoczne są dwie belki).
Rodzaj munduru wskazuje, że służył w wojskach lądowych.
W czasie I wojny światowej mój dziadek walczył w Prusach Wschodnich, służąc u von Rennenkampfa. W początkowym okresie wojny niemieckie natarcie w Prusach Wschodnich prowadziła armia Rennenkampfa oraz 2. Armia gen. Aleksandra Samsonowa.
Po stronie niemieckiej walczyła 8. Armia pod dowództwem gen. Paula von Hindenburga. W dniu 30 VIII 1914 r., po klęsce wojsk rosyjskich pod Tannenbergiem, Niemcy przeprowadzili kolejny atak, rzucając swoje siły przeciwko Rennenkampfowi.
W starciu, które przeszło do historii jako „I bitwa nad jeziorami mazurskimi” (6-14 IX 1914), Rosjanie wycofali się z większości zajmowanych przez siebie terenów. Według różnych źródeł straty 1. Armii Carskiej po wspomnianej bitwie szacowane są na 60 tysięcy zabitych i rannych oraz na 40 tysięcy jeńców.
Z dużym prawdopodobieństwem przyjmuję, iż w grupie tych ostatnich był Franciszek Nagrodzki, który dostał się do niewoli i był początkowo więziony w Darkman (niemiecki Darkehmen do 1938 r.), czyli obecnym Oziorsku, Darkiejmach – mieście w Rosji, w obwodzie kaliningradzkim.
Wnioskuję o tym na tej podstawie, że w dniach 9-12 IX 1914 r. przez to miasto biegła linia frontu. Na karcie jeńca wojennego Franciszka Nagrodzkiego jest stempel: ,,Кроссенъна Одерѣ л.в. [лагерьвоеннопленных]”, czyli obóz dla jeńców wojennych w Krośnie Odrzańskim, który funkcjonował w latach 1914-1918.
Pierwsi przybyli do obozu jeńcy służyli jako siła robocza do jego dalszej rozbudowy, chociaż był on traktowany jako przejściowy.
W Krośnie Odrzańskim jeńcy byli badani pod względem przydatności do pracy, a następnie rozsyłani w inne miejsca. W związku z powyższym nie ma pewności, czy mój dziadek był tylko w wyżej wymienionym obozie.
Istotne, że po zakończeniu I wojny światowej powrócił na Lubelszczyznę.
Należy z pewnością stwierdzić, że dawne, nawet zniszczone rodzinne dokumenty warto dokładnie przeanalizować.
Każdy zachowany szczegół może okazać się ważny i może być kluczem do zdobycia dalszych informacji o losach danej osoby. Istotne są obie strony fotografii, awers i rewers.
Na zdjęciach żołnierzy z czasów carskich z rewersu możemy przeważnie odczytać nazwę miejscowości, zakładu fotograficznego oraz określić przedział czasowy, z którego pochodzi fotografia. Natomiast formację wojskową określamy najczęściej po umundurowaniu żołnierza.
Przy rozpoznaniu pamiętajmy jednak, że szynel jeńca wojennego nie ma pagonów.
Na zakończenie warto podkreślić dramatyczny udział Polaków w I wojnie światowej, gdy często musieli walczyć przeciwko sobie po różnych stronach frontu, mając jednak nadzieję, że przyczyniają się do powstania wolnej Polski.
WSPOMNIENIA O JÓZEFIE SZOSTAKIEWICZU
Zainspirowana projektem „Archiwa Rodzinne Niepodległej” realizowanym w Archiwum Państwowym w Lublinie, korzystając z własnych rodzinnych dokumentów archiwalnych, pragnę przypomnieć sylwetkę Józefa Szostakiewicza, którego życie zakończyło się tragicznie w niemieckim obozie koncentracyjnym na Majdanku.
Józef Szostakiewicz urodził się 4 IV 1903 r. w Drozdówce (obecnie gmina Uścimów, powiat lubartowski, województwo lubelskie) jako syn Antoniego i Marianny z Grzeszczuków.
Wraz z rodzicami przeniósł się do Kolonii Puchaczów, gdzie w roku 1916 zmarła Jego matka.
Od najmłodszych lat pracował z ojcem na budowach przy wznoszeniu drewnianych budynków.
Ojciec był cieślą, jednocześnie prowadził małe gospodarstwo rolne.
Z przekazów rodzinnych, pochodzących od mojej mamy Wiktorii wiem, że towarzysząc ojcu Józef brał udział w całym procesie budowy, począwszy od obróbki drzewnej, poprzez planowanie, znakowanie, wycinanie, a na złożeniu wszystkich elementów budowli w całość skończywszy.
Syna Antoniego charakteryzowała w pracy spostrzegawczość, dociekliwość oraz precyzja wykonania.
O talencie konstruktorskim bohatera tego opowiadania świadczy chociażby wykonanie dokładnej miniatury młyna, wyłącznie na podstawie obserwacji pracującego młyna w sąsiedniej Bogdance.
Mały młyn wietrzny, tzw. koźlak, miał około 1,5 metra wysokości.
Młyn na wietrze imitował pracę swojego pierwowzoru. Wszystkie napędzane przez obrót śmigieł elementy, współpracowały ze sobą.
Po roku 1920.młody Józef wyjechał do Warszawy, aby się usamodzielnić.
Wiadomo, że został zatrudniony jako majster przy budowie geodezyjnych wież triangulacyjnych na terenie Polesia, m. in. w okolicach Pińska.
Warto przytoczyć fragment opracowania Jerzego Przywary (www.geoforum.pl):
„W spadku po zaborcach otrzymaliśmy wyjątkowo niespójną sieć podstawowej osnowy geodezyjnej. Składała się ona z 9 układów triangulacyjnych opartych na 4 różnych elipsoidach i ośmiu różnych punktach przyłożenia. Sieci te były budowane według różnych założeń i odmiennych parametrów dokładnościowych, gdyż uwzględniały tylko doraźne potrzeby państw zaborczych. Po odzyskaniu niepodległości stanęło przed nami zadanie doprowadzenia całej tej sytuacji do normy. Sieć należało odbudować (blisko połowa punktów była zniszczona), ujednolicić i dostosować do granic nowego państwa”.
Budowa wież triangulacyjnych była zatem przedsięwzięciem ważnym w skali całego kraju, zarówno w zakresie potrzeb cywilnych, jak i wojskowych.
Według relacji por. Longina Bobrowicza z 1936 r. na Polesiu warunki terenowe były wyjątkowo trudne ze względu na „brak znaczniejszych różnic wysokości oraz dużą ilość obszarów, pozostających większą część roku pod wodą nie pozwalają na dokładne wykorzystanie projektu gabinetowego”.
Wieże triangulacyjne geodezyjne z reguły powstawały z całych okorowanych sosnowych okrąglaków. Były wielopiętrowe, zwykle kilkunastometrowe, chociaż zdarzały się o wiele wyższe konstrukcje. W ostatnim etapie budowy na wierzchołku wieży zwanym „świecą” montowany był „krzyżak”. Czynność tę tradycyjnie wykonywał majster budowy. Józef Szostakiewicz po raz ostatni odwiedził swoją najbliższą rodzinę w grudniu 1942 r., w Święta Bożego Narodzenia. Zdecydował, że wróci do Warszawy. Marzył o budowie własnego domu w pobliżu stolicy i założeniu rodziny.
W czerwcu 1943 r. mój ojciec, Feliks Nagrodzki, został wezwany na posterunek żandarmerii niemieckiej w Piaskach.
Tam otrzymał pisemne zawiadomienie (w języku niemieckim) o śmierci Józefa Szostakiewicza w obozie na Majdanku (Niemiecki Nazistowski Obóz Koncentracyjny KL Lublin na Majdanku) w dniu 15 III 1943
Zawiadomienie o śmierci Józefa Szostakiewicza Zaświadczenie
Zawiadamiamy Pana Feliksa Nagrodzkiego, jako członka rodziny, że Josef Szostakiewicz, ur. 4.04.1903r., zmarł 15.03.1943 r. Ciało zmarłego zostało skremowane na koszt państwa, a urna została pochowana w krematorium w Lublinie. Zapytania lub kierowanie pism do obozu koncentracyjnego jest bezcelowe. Urna nie może zostać przekazana w rodzinne strony zmarłego. Członkowie rodziny mogą zwrócić się do Urzędu Stanu Cywilnego w Lublinie z prośbą o wystawienie aktu zgonu.
Oryginał tego zawiadomienia przekazałam w 2014 r. do Państwowego Muzeum na Majdanku.
Po dokonaniu weryfikacji okazało się, że Józefa Szostakiewicza nie było w dotychczasowej ewidencji ofiar.
Podczas rozmowy z pracownikiem Muzeum dowiedziałam się, że od 17 I 1943 r. było kilka transportów więźniów z więzienia na Pawiaku w Warszawie.
Członkowie rodziny nigdy nie zwrócili się o wystawienie aktu zgonu Józefa Szostakiewicza do Urzędu Stanu Cywilnego w Lublinie.
W obliczu rodzinnej tragedii, z obawy przed konsekwencjami podróży (zagrożenie życia), m.in. przed niemieckimi „łapankami”, nikt nie odważył się pojechać do Warszawy, aby odzyskać osobiste rzeczy Józefa, chociaż adres mieszkania był znany. Ponadto nie było wiadomo, czy mieszkanie nie stało się np. punktem konspiracyjnym lub pozostawało pod obserwacją służb niemieckiego okupanta.
Nie mam bliższych informacji na temat ostatnich tragicznych trzech miesiącach życia Józefa Szostakiewicza.
Odwołując się jedynie do rodzinnych przekazów, w mojej pamięci pozostanie obraz człowieka szlachetnego, wyjątkowo zdolnego, którego życie zostało przedwcześnie, tragicznie zakończone.
Moja pierwsza wizyta w Archiwum Państwowym w Lublinie miała miejsce w 2014 r. Jej celem było uzyskanie kopii aktu urodzenia Józefa Szostakiewicza.
Następnie, korzystając z informacji zawartych w dokumencie odnalazłam również akt urodzenia Antoniego Szostakiewicza, ojca Józefa, a mojego dziadka.
Sięgając po starszą dokumentację, dotarłam do akt stanu cywilnego kolejnych przodków aż do roku 1760.
Okazało się, że Szostakiewicze byli mieszkańcami Łęcznej od co najmniej 250 lat.
W 1760 r. odbył się ślub Aleksandra Szostakiewicza z Marianną Wójcikówną.
Świadkami zawarcia związku małżeńskiego byli: Andrzej Plechawski i Kazimierz Filipczuk.
Z opracowania Janusza Łosowskiego wynika, że Aleksander Szostakiewicz w 1764 r. został ławnikiem, a wcześniej, bo w 1761 r., funkcję tę objął jego brat Andrzej.
Aleksander był rajcą łęczyńskim wielokrotnie, aż do 1794 r., później w jego ślady poszedł również syn Kajetan.
Obaj okresowo pełnili także funkcję burmistrza. Dzięki ciągłości pokoleń nazwisko Szostakiewicz było obecne w Łęcznej przez kolejne stulecia.
Ustaliłam, że gałąź Józefa wygląda następująco: Aleksander, Kajetan (ur. w 1782 r.), Jan (ur. w 1805 r.), Karol (ur. w 1849 r.), Antoni (ur. w 1879 r.), Józef (ur. w 1903 r.)
Dane o przodkach Antoniego Szostakiewicza, ojca Józefa, uzyskane podczas kwerendy w Archiwum Państwowym w Lublinie, prezentuję poniżej:Zgodnie z rodzinnymi przekazami bracia Szostakiewicze przybyli z Litwy i osiedlili się w Łęcznej.
W chwili obecnej można postawić hipotezę, że było to w pierwszej połowie XVIII w. Planuję dalsze poszukiwania archiwalne w celu wyjaśnienia czy takie założenie jest słuszne. Co ważne, swoje zainteresowanie rodzinną genealogią zawdzięczam dokumentowi pochodzącemu z archiwum rodzinnego.
Nadesłała
HALINA POLANOWSKA
*
(z domu Nagrodzka)