Strona prywatna Krzysztofa Nagrodzkiego

Sztuka wypełniania pustki

Oderwanie od korzeni kulturowych, cywilizacyjnych, od tradycji, może rodzić zagubienie, frustrację, a w konsekwencji lęk przeradzający się w agresję. Ta zaś musi być rozładowana w akcie destrukcji, którego formy, kierunek i czas nie zawsze da się konkretnie ustalić. Stara to, wielokrotnie sprawdzona, powtarzana do znudzenia prawda.

 Zbyt wyraźnie doznajemy tych efektów - wytworów następnego etapu globalnych eksperymentów - aby nie starać się je rejestrować, aby nie próbować wiązać w określony związek przyczynowo-skutkowy i przeciwdziałać negatywnym implikacjom rozdarcia. Doświadczamy tu polityki rozumianej jako możliwość realizowania mrzonek o władzy absolutnej, dla dobra ludu, oczywiście, zdobywanej; rwania solo i grupowo korzyści materialnych – tu i zaraz lokalizowanych; rozpaczliwych próby zaistnienia społecznego poprzez emitowanie najprostszych znaków mających to trwanie sygnalizować. To ostatnie, bardzo ludzkie - jesteśmy wszak istotami społecznymi - może czasami wzruszać bezradnością i wyzierającą krzywdą „człowieka prostego”. Często jednak boleśnie - nietolerancyjnie - używając modnego słowa stosowanego w przeróżnych konfiguracjach, narusza obszar wolności bliźnich.

Do takich przypadków zapewne można zakwalifikować owe „instalacje” quasiartystyczne, które w istocie są smutnym zapisem pustki i niemocy twórczej. A czasami – niewykluczone – odpowiedzią na określone zamówienie. I tak powstają obrazy, rzeźby, filmy i filmiki, przedstawienia teatralne, kabarety, piosneczki, próby literackie – dokumenty dekadencji, schyłku człowieczeństwa. Niewątpliwie trudniej stworzyć budujący dobro scenariusz, fabułę, narysować konia w dynamicznym cwale, niźli wyprodukować „demaskatorską” tandetną farsę, epatującą drastycznymi „momentami” nowelkę, czy scenkę z wypchanym kogutem, głazem, lub napełnionym wodą pęcherzem, licząc na rozgłos spowodowany prowokacyjnym niechlujstwem estetycznym, płycizną intelektualną czy amoralnością (zob. Piotr Jaroszyński – Etyka, dramat życia moralnego, Warszawa 1996). Pokaz mody w Londynie, wystawa „Irreligia” – wymieniając tylko te ostatnie zagubienia – są przykładem jak daleko wżera się w opustoszałe wnętrze człowieka zło. Można ironizować, że to też sztuka – sztuka ukazywania degeneracji, ale trudno uciec od świadomości, że na naszych oczach rozwija się choroba. Zabójcza choroba cywilizacji. Śmiertelna choroba człowieka. W ostatnich stuleciach szczególnie wdarł się w nasze życie potwór zamętu. Nie jest to nowe doświadczenie ludzkości. Ale rozmiar uświadamia – powinien uświadamiać – o konsekwentnym działaniu demonicznej niewolącej, depersonifikującej potęgi. „To, co się dzieje na świecie – powiedział Bierdiajew – nie jest kryzysem humanizmu, czyli wiary w człowieka, lecz kryzysem człowieka. /.../ Jesteśmy świadkami procesu dehumanizacji we wszystkich sferach życia. Człowiek nie zechciał być obrazem i podobieństwem Boga, i stał się obrazem i podobieństwem maszyny.” (Sud`ba czełowieka w sowremiennom mirie, Paris 1934; za: Marian Zdziechowski – W obliczu końca, Warszawa-Ząbki 1999) Może trzeba w końcu odważyć się na dopowiedzenie: człowiek godzi się przyjmować obraz i podobieństwo bestii?...

I jeszcze jedno. Można ze smutkiem zrozumieć ludzi o nikłych lub żadnych predyspozycjach twórczych atakujących Parnas, ale gdzie są prawdziwi, utalentowani, mający autentyczne osiągnięcia w budowaniu piękna i dobra wspólnego mistrzowie, elity dobrze pojmowanego postępu? Gdzie można spotkać ich zdecydowaną, upublicznioną dezaprobatę dla zła, kiczu; może zachętę: pójdź dziecię, ja cię uczyć każę?


Publikacja: Niedziela nr 50 z 16 12 2001r.
oraz Kurier Zachodni (Australia) nr 150; grudzień 2000/ styczeń 2002


Copyright © 2018. All Rights Reserved.