Strona prywatna Krzysztofa Nagrodzkiego

Jeźdźcy Tolerancji /1/

Cykl „Jeźdźcy Tolerancji” sprowokowany agresywnymi propagandowymi hasłami ( owymi ”nietolerancjami dla nietolerancji”), za którymi kryje się w najlepszym wypadku ignorancja, w zamyśle miał również dostarczyć informacji o źródłach i opracowaniach (przynajmniej niektórych) pozwalających na wyrobienie poglądu na trudne sprawy funkcjonujące jakże często w konwencji mitów - właśnie ich bezkrytycznym „opowiadaczom”.

Stąd fragmenty, które - być może- niecierpliwiły wyrobionych odbiorców „po tej stronie lustra”. Ideałem byłaby sytuacja naprawdę wolnej wymiany myśli, argumentów, na obszarze „przeciwnika”. Napisałem wyraz ten używając cudzysłów, ponieważ w istocie nie ma przeciwnika w żadnym z naszych bliźnich, wrogiem jest ten, który sieje zamęt w naszych umysłach i sercach. Bezwzględnym, bezlitosnym przeciwnikiem całej rodziny człowieczej jest grzech i ten, który go zasiewa od wieków na upadek wielu.
Przyjęta formuła wypowiedzi pozwoliła jedynie na dotknięcie problemów – być może wywoła to potrzebę pogłębionej wymiany myśli na łamach Kuriera Zachodniego – o tym mogą zdecydować Redaktorzy i Czytelnicy.

Za cierpliwość dziękuje Autor.
        

Tolerancja i postęp! Postęp i tolerancja! We wszystkich przypadkach, najbardziej zadziwiających konfiguracjach i pozach, zniewalająca, totalna super para: Postęp z Tolerancją. Gromkie pieśni jeźdźców ich orszaku docierają do postępowych mediów, przez nie do otwartych postępowo  umysłów, aby zagnieździć się w tolerancyjnie czułych sercach.

Niedawnymi czasy z telewizora wygrzmiało stanowcze solo jednego z sędziwych chórzystów reprezentacyjnego zespołu rycerzy Tolerancji: „Nie ma tolerancji dla nietolerancji!”- przypomniał mąż ów bezkompromisowe hasło z piersią gotową do medali i rewolucyjnym błyskiem w oku.

Czyż można zostać obojętnym na tak głębokie słowa? Myśl czyn rodzić winna!

Skoro mamy „nie tolerować nietolerancję” zacznijmy od podstaw, czyli od zrozumienia, o co, lub z czym, należy walczyć.

Słownik Języka Polskiego z 1919r., dzieło nagrodzone przez Krakowską Akademię Umiejętności i zalecane do użytku szkolnego, definiuje jasno:
„Tolerować ...znosić, cierpieć, zezwalać. T. czyjeś przekonania; T. czyjeś wyznanie; T. bezprawie, zachowywać się wobec niego biernie....” ( Słownik Jana Karłowicza, Adama Kryńskiego i Władysława Niedźwiedzkiego)

Słownik z 1967r. leciutko ewoluuje:
„Tolerować ..... nie sprzeciwiać się czyjemuś zachowaniu się, mimo że się je uważa za niewłaściwe, znosić je, godzić się na nie; zgadzać się na obecność, istnienie kogoś, lub czegoś...”
(Słownik Języka Polskiego PAN pod red. Witolda Doroszewskiego)

„Tolerancja – wyrozumiałość, liberalizm w stosunku do cudzych wierzeń, praktyk, poglądów, postępków, postaw, choćby różniły się od własnych a. były z nimi sprzeczne...” twierdzi Władysław Kopaliński w 1968 roku (Słowniku Wyrazów Obcych i Zwrotów Obcojęzycznych,),

 a Mały Słownika Języka Polskiego z 1997r.( PWN, Warszawa), wręcz nakazuje „...szacunek dla cudzych poglądów, wierzeń, upodobań, różniących się od własnych; wyrozumiałość, pobłażanie wobec jakiegoś zjawiska..”.

Więc nie wystarcza już sama „wyrozumiałość” ? Dla rozpoznania stanów ukrytych nietolerancji należy badać stan uczuciowego zaangażowania podejrzanych?

Coś tu nie gra... Abstrahując od jakości oprzyrządowania do mierzenia w obywatelu uczucia szacunku, jak można mieć wyrozumiałość np. do dewiacji, występków, pobłażanie dla zła rozsadzającego cywilizacje, narody, środowiska, społeczności, rodziny. Jak można szanować demagogię, fałsz, obłudę, zawinioną lenistwem głupotę ? Gdzie jest waga, na której bezbłędnie można odkrywać podróbki prawdy – bez „liberalizmu” dla błędu?... I kto ją taruje?...

 Może w łacinie kryje się źródło tego bicza na czarownice. Zobaczmy co też wymyśli starożytni? „Tolerantia – znoszenie”, „Tolero - a/ znosić, cierpieć, wytrzymywać; b/ wyżywić, utrzymywać. A więc „tolerować” znaczy „znosić”, /ś/cierpieć a nie – „szanować”? Cóż za interesująca ewolucja pojęcia... ( Co prawda w ewolucjonizmie wszystko jest możliwe, ale żeby aż do tego stopnia?!?)

Czyżbyśmy odkryli charakterystyczną cechę charakteru słynnego „Postępu” i nowoczesnej „Tolerancji”? Czy niejako ze swej natury nie wymagają zmienności, przedefiniowywania pojęć, szczególnie tych fundamentalnych, ciągłej zmiany wzorców - tak, aby jedynymi interpretatorami i sędziami mogli pozostać nieliczni wtajemniczeni i pewna rzesza wyrobników - najętych do tych czynności i na czas ograniczony? ( Tak, tak - point de reveries Messieurs et Mesdames...)

Kiedy odbiera się pojęciom ich tradycyjne, funkcjonujące znaczenia, powstają coraz większe kłopoty w konstruktywnym porozumiewaniu. Łatwo wtedy zająć pozycję „mediatora” - szczególnie, gdy posiadło się monopol na rolę tłumacza w środkach komunikacji masowej. Najważniejszą i najpilniejszą czynnością staje się eliminowanie wszelkiej „konkurencji” i dokładne opróżnianie skarbców ze sprawdzonych, klasycznych i odwiecznych odniesień ( po wcześniejszej próbie obezwładnienia strażników – to oczywiste). Zrozumiałe staje się zatem, iż wszystkie „postępowe” ruchy miały do zaoferowania - przede wszystkim Kościołom i wiernym - jedynie absolutny dyktat, grabieże, likwidacje, zniszczenia, mordy, zastraszanie, narzucanie siłą swojej wizji świata i tego w co powinni wierzyć, komu oddawać hołdy, niewolniczą pracę i pieniądze.

O niektórych praktycznych aspektach „nietolerancji dla nietolerancji” w następnym numerze.

Krzysztof Nagrodzki                                                         

Publikacja: Kurier Zachodni (Perth) nr 162-163 z 2004

Copyright © 2018. All Rights Reserved.