Strona prywatna Krzysztofa Nagrodzkiego

Niedziela na Głównym. Z listów do przyjaciół. I znajomych

Ponieważ Syn zaserwował mi przed chwilą ową piosenkę z tekstem niezapomnianego Wojciecha Młynarskiego, poruszyły się pokłady wspomnień z dawnych warszawskich czasów.
Wtedy właśnie my-studenci Politechniki zamieszkali na Placu Narutowicza z przyległościami, po sobotnich i niedzielnych tańcach organizowanych przez naszych dobrych przedstawicieli w Radzie Mieszkańców- ruszaliśmy na gaszące żar piwko do nieodległego Dworca Głównego.

Bywało z dzielnymi towarzyszkami, ale raczej w męskim, niekrępującym… powiedzmy-maniery i słownictwo towarzystwie braci akademickiej, a i z chętnymi kolegami z Warszawy.

Radość, płonąca, bezpretensjonalna radość z udanych uciech tanecznych i ewentualnych podbojów serc niewieścich wymagała nieraz pewnych… dogaszań. Tutaj piwkiem. Właśnie na pobliskim dworcu PKP. Przy pięknie komunikatów-niechby: Pociąg osobowy do Kutna odjedzie z toru…przy peronie…

Właśnie, kiedyś-kiedy odprowadzaliśmy na przerwę wakacyjną zacnego kolegę Jasia Ziajkę od Gór-porwała nas zapowiedź: „Pociąg pospieszy do Świnoujścia odjeżdża z toru…”

- Świnoujście, morze… To nie był zły kierunek… Jedziemy! Chłopaki! Jedziemy!
Oprócz mnie, doskoczył był w biegu dzielny Wojtek S. ( Pamiętasz Wojtku?...)

Oczywiście – jakże mogliśmy zdążyć kupić bilety... Zatem czekała nas gra w chowanego z Panem Konduktorem, który w końcu dostrzegł gapowiczów na buforach przy kolejny uniku i zlitował się: ”Chłopaki właźcie, Nie spiszę was. Tylko już nie igrajcie ze śmiercią.”

To była wzruszająca solidarność. Męska. Ogarnęła nas fala ciepła, którą postanowiliśmy ugasić piwkiem. Podczas postoju. W Kutnie.

Tyle tylko, że pociąg bezlitośnie odjechał.

Wtedy Kolega przypomniał sobie, że ma Ważną Kuzynkę w Łodzi. Kutno-Bieszczady-Świnoujście - Łódź… Czemu nie.  - Do Łodzi!

Dotarliśmy bez przeszkód. Jakoś…

Ponieważ byliśmy na miejscu wcześniutkim rankiem i jako ludzie kulturalni nie mogliśmy Ważnej Kuzynki niepokoić świtaniem, zatem usadowiliśmy się w wygodnych, głębokich fotelach hotelu (bodajże) Savoy, udając oczekujących na kogoś…

Litościwe dziewczyny z recepcji nie były od tego, żeby nie wierzyć naszym szczerym zapewnieniom. I młodym posturom…
I tak dotrwaliśmy do właściwej pory ranka, kiedy można było już zameldować się u owej łódzkiej kuzynki.
A potem - pokrzepieni - do Warszawy.
Koleżeństwu zameldowaliśmy, a jakże, że byliśmy hen-w samym Świnoujściu. Tam wykapaliśmy się w Bałtyku. I wracamy w chwale. A oni, co, leniwce, mieszczuchy?!...

A co do Łodzi… Widać była mi-tak czy siak-przeznaczona. Ale to już inna wyprawa…Życiowa… Poprzez różne czerwce, maje, a i listopady, grudnie, inne miesiące i… lata

PS. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że nadal nic o pandemii i koronowirusie.
- A co mam dodawać do powszechnie wirujących informacji?
Jest jak jest i tym zajmują się specjaliści. Ja najwyżej mogę tym bardziej zachęcać Cię do Wiary.
I wynikającej z niej pewności, iż nic, co tutaj dobrego uczyniłeś, co uczyniliśmy, nie będzie zapomniane.
Tam.
I to jest najważniejsze.
I pewne!

PS2. Pytasz mnie nieraz o komentarze gospodarcze. To przeszłość Kolego, kiedy byłem na jakimś tam etapie życia fachowego dyrektorem i musiałem się jako tako znać nie tylko na elementach technicznych... Teraz mam luz i bardziej muszę dbać o orient w sprawach o wiele ważniejszych – o dobrej orientacji, co do kierunku.

Co do kierunku na drodze.

Do Wieczności :-)

Copyright © 2018. All Rights Reserved.