Strona prywatna Krzysztofa Nagrodzkiego

Gry o przyszłość

Negocjacje porównywane są do gry. Mocne karty to marzenie graczy, ale równie ważne jest wyczucie kontrpartnera, mocne nerwy i umiejętności socjo-psycho-techniczne. Bez sensu natomiast byłoby akceptowanie za własnymi plecami suflera, obwieszczającego dramatycznie i na głos, że z takim układem nie mamy szans na wygraną. Ba, sugerującego z mechanicznym uporem, iż przegrana jest naszą historyczną szansą. Zapewne na odebranie datku dla spłukanego. I ucałowanie ręki zwycięzcy.

Czy negocjatorzy nie będą mogli kiedyś, tłumacząc Polakom przyczyny uzyskania tak marnych efektów, powiedzieć: Chcieliśmy jak najlepiej. Po dramatycznym spektaklu finałowym uzyskaliśmy nawet limit mleczny niewiele mniejszy od wcześniejszej propozycji. Unii. Ale ktoś nam wciąż psuł robotę uwagami o „braku alternatywy”, o „konieczności historycznej”; doradzając gromko: „Tak czy inaczej - musimy!”; „Choćby tam siedział diabeł!”. Oraz twierdząc, że alternatywą jest Białoruś. I Polski zaścianek. W którym jeno ksenofobia, fundamentalizm, radykalizm, klerykalizm, nacjonalizm, no i –jakże by inaczej - antysemityzm. I że trzeba, za wszelką cenę, „wchodzić do Europy” – w celu ucywilizowania polskiego ciemnogrodu poprzez biurokratyczne struktury zwane Unią.

Czy w takich warunkach mogliśmy uzyskać więcej? I trudno byłoby nie przyznać pytającym racji. A przyjmując realny wymiar zdarzeń, w którym zaistniały fakty, zaprzeczyć pytaniu o szkodzenie racji stanu. Polskiej racji stanu. Chyba jeszcze istnieje coś takiego w świadomości?...  

Kto przygadywał spoza stołu negocjacyjnego raczej wiadomo; ale kto kazał? Trudno bowiem przypuszczać, że podpowiadacze utrudniali - ot, tak sobie, z niewyżytej potrzeby zaistnienia w grze. Nawet za plecami. Nawet w roli psuja. Chociaż...niektórzy...


Publikacja: N. Myśl Polska nr 1 z 5 01 2003r.

Copyright © 2018. All Rights Reserved.