Strona prywatna Krzysztofa Nagrodzkiego

Demokratyczne państwo prawa (3)

O zaletach demokracji można deliberować wciąż i wciąż – według potrzeb. Szczególnie wtedy, gdy ma być ona usprawiedliwieniem egoizmu i uzasadnieniem mniej lub bardziej oczywistego prymitywizmu, skrótowo definiowanego: „róbta co chceta”. Hasełko to, kojarzone z owsiakowymi dokonaniami, ma jednak znacznie szersze zastosowanie.

Może służyć, i służy, degradowaniu pozycji i autorytetu rodziców, nauczycieli - wychowawców, artystów, naukowców, strażników ładu, polityków (gdzież są mężowie stanu?), przedsiębiorców, redaktorów, bywa - że czasami i duchownych omotanych blichtrem świata i zagarniętych rwącym nurtem postępu. Libertyńska wersja wolności swoimi niszczycielskimi mackami próbuje sięgać do podstaw naszego cywilizacyjnego ładu. Z zapalczywością i nietolerancją odwrotnie proporcjonalną do głoszonych sloganów. To musi zastanawiać. To powinno zastanawiać. Szczególnie proroków nowych er. Ich służących także; chociaż trudno spodziewać się tu zbyt wiele...
                         
                                                                    ***
Profesorowi dr hab. Bogusławowi Wolniewiczowi z Uniwersytetu Warszawskiego, filozofowi, logikowi, nie da się narzucić towarzyskich tabu, wzbraniających kontaktów z Radiem Maryja, telewizją Trwam, czy innymi niezależnymi od „pragmatycznych” uwikłań środowiskami. Już raz można było podziwiać Jego spokojny wywód, bodajże w Studiu Otwartym TV Puls, kiedy wykazywał miałkość któregoś tam z kolei ataku na radio o.o. Redemptorystów, ze strony nademocjonalnych funkcjonariuszy postępu. W sobotę 24 stycznia br., podczas sympozjum „Oblicza wolności słowa” zorganizowanego przez Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, Profesor dał pyszny wykład o „Wolności słowa w cywilizacji Zachodu”, szkicując istotę budowli pod nazwą „demokracja”. Gmach ten w cywilizacji, którą my zwiemy łacińską, opiera się jednocześnie na dwu ławach fundamentowych: chrześcijaństwie i naukach przyrodniczych. Konstrukcyjnymi elementami owego domu musi być wolność, w tym wolność słowa. Tak właśnie pojmowano porządek demokratyczny, tworząc nawet konstytucyjne – jak w Stanach Zjednoczonych – autentyczne gwarancje nie krępowania wypowiedzi. Tyle tylko, iż w tamtych czasach nikomu nie przychodziło do głowy, że wolność przekazu może zostać wyrwana z chrześcijańskiej obyczajowości oraz powściągliwości. A uniwersalne i logiczne zasady Dekalogu zastępowane mglistym ersatzem „globalnego humanizmu”. W libertynizmie – niezwykle krzykliwej propozycji wolności – jadowitość i bezrefleksyjność jest samobójcza. Jego konwulsje stać się mogą jednak katastrofą demokracji, jeżeli naruszona zostanie w istotny sposób ława, o której była mowa - chrześcijaństwo.

Nie trzeba daleko szukać, aby zadrżeć tudzież wyciągnąć wnioski chociażby z klęski libertyńskiej wizji w obszarze wychowania. W warszawskich szkołach ( i nie tylko warszawskich) wprowadza się masowo posterunki stróżów porządku, wyposażonych w stosowne środki przymusu, aby czuwały nad zachowaniem i bezpieczeństwem dziatwy. I nadrabiających minami nauczycieli? – chciałoby się zapytać. Czy przeto antidotum może być ograniczanie wolności, w tym wypowiedzi? Cenzura prewencyjna przekreślałaby przecież pryncypia ustrojowe. Zatem?... Pełna dowolność? Otóż nie – mówi Profesor. „Cenzura” powinna być jawna, represyjna, wykonywana przez sądy, po zaistnieniu faktu naruszającego normy. Nieunikniona i bezwzględna, ponieważ stoi na straży stabilności domu, w którym mieszkamy.

                                                                       ***
      Przeto „róbta co chceta”, ale ze świadomością, że przyjdzie zapłacić za naruszanie fundamentalnych zasad godnego życia. I w ten sposób wracamy do pytania o normy. Jeżeli nie ustabilizuje się klasycznych definicji - owych podstaw cywilizacji -  zawsze będą czynione skuteczne próby ich przeróbek. Tak to już jest na tym świecie. Człowiek ulega często, zbyt często, podszeptom pychy: Sam twórz idealny świat - tu teraz, już, natychmiast - nawet przymuszając do swojej wizji otoczenie. ...Że będą nieszczęścia? Cóż – postęp wymaga ofiar; ale potem... A przecież tuż, na wyciagnięcie ręki, leży Księga - „instrukcja” , co czynić, aby nie dać się zwieść następnym i następnym pokusom. Tyle tylko, że libertyństwo, tak jak i komunizm, nie ma odwagi na głębokie intelektualnie zmierzenia się z owym dokumentem Prawdy. Woli tworzyć swoje własne „ewangelie”, swoje „prawdy”, swoją postępową „moralność”. Ustaloną przez konsensus elit i uwiarygodniany przez tzw. sondaże. Z wiadomym skutkiem. Przypomnijmy tedy po raz któryś: „Nie zdoła przetrwać żadne społeczeństwo zorientowane na szczęście, lecz tylko społeczeństwo zorientowane na prawdę” (Carl Friedrich von Waizsaecker), ponieważ: „...człowiek bez poczucia moralnego jest najniegodziwszym, najdzikszym i najpodlejszym stworzeniem.” (Arystoteles - Polityka, I,1,12).
                                                                      
                                                                                                   ***
 I jeszcze jedno. Ponieważ najpoważniejsze spory o zasady, o sens, o sposoby wypełniania pustki i niwelowania lęku, przebiegają na granicy wiary, może wystarczy, na początek, uzgodnienie- wyzwanie: tak, tu nie trzeba wiary – wiedza wystarczy. Czyż ze śladów stóp na śniegu nie odczytujemy obecności - gdzieś tam, poza zasięgiem wzroku - tego, który je odcisnął?... A ład, harmonia, piękno natury, logika Ewangelii i nieustannie płynące przypomnienia, nie są wystarczająco wyraźnym śladem? Odpowiedź negatywna wymaga wielkiego wysiłku umysłu i woli. A po weryfikacji, czy jest w ogóle możliwa?...Można być przekonanym, że nie*.
 
Krzysztof Nagrodzki
     
*Zob. np. Vittorio Messorii – Opinie o Jezusie; Pod Ponckim Piłatem; Mówią że zmartwychwstał; Cud.

Publikacja: N. Myśl Polska nr 8 z 22 02 2004r.

Copyright © 2018. All Rights Reserved.