Strona prywatna Krzysztofa Nagrodzkiego

Bessa w Akcji

„Nie mieliśmy wystarczającego kontaktu z ludźmi” tłumaczył „głęboką porażkę” swej formacji przewodniczący RS AWS, a Przewodniczący Komitetu Wyborczego AWSP zapewniał, że „ten wynik wiele nas nauczył”. No i bardzo dobrze. Nigdy dosyć nauki. Niestety jednak – i tym razem - po szkodzie.

Stało się to, co stać się musiało po czterech latach lawirowania pomiędzy oczekiwaniami, obietnicami, możliwościami i uwikłaniami. Kilkuletnie starania umiarkowanie zjednoczonego (do czasu, do czasu) AWS-u z siłą wspólnoty Unii Wolności zaowocowały. Już początek- usilne zabiegi „partii autorytetów” i jej ludzi wewnątrz Akcji o stworzenie wąskiej koalicji w 1997r., rozdział tek ministerialnych oraz komisji Sejmu – były pierwszym dzwonkiem ostrzegawczym przed możliwą dominacją i słusznością ostrzeżeń, iż wybory wygra AWS, ale prowadzić będzie Unia. Wiodła, zatem, wiodła, aby na ostatnim okrążeniu zejść z bieżni udając, że to ona jest faulowana.

Ten manewr, zmiana lidera, przemożna –jak sądzono- skuteczność Wyborczej, oraz działania porozstawianych cichociemnych – w tym w AWS-ie -miały dać spodziewany efekt. No i dały. Można by rzec, iż nielojalność została ukarana, ale nie ma co wydziwiać – polityka w tym wydaniu staje się grą o władzę i apanaże a nie roztropnym działaniem propaństwowym w imieniu narodu i obywateli, powołujących swoją reprezentację dla czynienia dobra wspólnego. I dopóki nie powróci na swoje naturalne dla cywilizacji łacińskiej drogi, trzeba liczyć się z makiawelizmami różnych odmian.

Zresztą pojęcie narodu, państwa, rozumienie fundamentalnych wartości kulturowych tworzących nasz przyjazny chrześcijański dom, coraz bardziej rozmywane są przez bałwany relatywizmu – efekt nawałnicy globalnej. Prawda, że nie od dzisiaj. Atak wzmógł jedynie intensywność i skuteczność swoich destrukcyjnych działań, podając nieprzerwanie, systematycznie i pod różnymi postaciami określone bodźce informacyjne, wnikając coraz głębiej w osobowość człowieka, niepostrzeżenie i najbardziej złowrogo – bo za przyzwoleniem niewolonego – dokonując spustoszeń w intelekcie, w umiejętności samodzielnego myślenia, wyprowadzając na płycizny mniej czy bardziej prymitywnego hedonizmu i ciasnej, ograniczonej materialistycznymi dogmatami perspektywy. I tak od lat. Słowem i obrazkiem. Szczególnie tym ostatnim.

Można zatem uznać, iż wyniki ostatnich wyborów wykazały, że sytuacja nie jest beznadziejna. Całkiem liczna -jak na te starania - część naszego społeczeństwa czując, że coś jest nie tak, nie zawsze już potrafiąc zdefiniować te nieprawidłowości, czy zagrożenia, po prostu zbuntowała się. To prawda, iż bunt ten miał różne, często szokujące odmiany: Od rezygnacji, poprzez wiarę w globalistycznie obrotowe SLD-UP, dobre europejskie „mzimu” Platformę Obywatelską szczerze obiecującą ustami swego animatora demontaż ojczystego domu („czas państw narodowych już minął”), lub w wykreowanego „silnego człowieka” do radykalnych porządków z Samoobrony, aż po zaufanie nowym ugrupowaniom budzącym nadzieję na dobre prawo, sprawiedliwość i bezpieczeństwo polskich rodzin. Podstawowym zadaniem tych ugrupowań, przed prawdziwymi mężami (i damami) stanu będzie determinacja w odtruwaniu świadomości narodu, budzenie mądrości, sumień, i woli do samodzielnego życia.

Żal wielu szlachetnych, kompetentnych i służących dobrej sprawie ludzi z AWS, których będzie brakowało w stanowieniu i realizowaniu dobrego prawa. Dzięki ich zaangażowaniu i determinacji udało się w tym trudnym układzie parlamentarnym, z „wiszącym” i jakże często wykorzystywanym wetem Prezydenta, czynić dobro.

Powtórzmy jednak: to była przegrana na własne życzenie. Ludzie zapamiętali brak zdecydowanej i stałej reakcji na kształtowanie – w kraju i za granicą - zakłamanego wizerunku Polaka, ciemnego ksenofoba i – o zgrozo!- antysemity, współodpowiedzialnego za los Żydów w czasie ostatniej wojny światowej, wręcz kolaborującego masowo z hitlerowcami; złowieszczego stereotypu, groźnego dla długofalowych interesów Polski i Polaków. Zapamiętali budzące grozę, niosące upokorzenie i nędze milionom, wyczyny prywatyzacyjne, w tym haniebne porażki ze Stocznią Gdańską i Tormięsem.

Wybory prezydenckie mimo dramatycznego wsparcia kandydata Solidarności przez część zdyscyplinowanych, ale i zdezorientowanych nieco słuchaczy Radia Maryja, wieściły klęskę całej awuesowej składanki. Tylko mocne, jednoznaczne i wręcz spektakularne akcje Akcji mogły nieco zmniejszyć rozmiar nadchodzącej przegranej.
 
Zamieszanie powyborcze ujawniło dosyć wyraźnie, na kogo i w jakim stopniu można liczyć. Żadne ugrupowanie nie było specjalnie zainteresowany przyśpieszonymi wyborami, aczkolwiek takie gesty, dla pozoru tu i ówdzie można był odnotować. Rząd mniejszościowy miał całkiem niezłą pozycje wyjściową do długiego, prawda, że trudnego i – być może niebezpiecznego – finiszu. Mijały miesiące. Owszem, jakieś plusy łapał minister Biernacki; sensowne i dobrze rokujące było wprowadzenie na scenę politycznego bytu Lecha Kaczyńskiego. Oczekiwano z napięciem i nadzieją na dalsze czyszczenie i zwieranie szeregów – przynajmniej na ostatnim okrążeniu – utrzymując się w tonacji sportowej. I na wyraźne, skierowane do swego, już wiadomo jak srodze zawiedzionego elektoratu, efektowne decyzje. Doczekano się.

Na ostrym finiszu pozwolono ośmieszyć posła Janowskiego, walczącego rozpaczliwie o Polski Cukier ze zdeterminowanymi niemieckimi potentatami, posiadającymi w Polsce - jak się okazuje - krzepkich popleczników.
Zamieniono ministra Chronowskiego na Kamelę – Sowińską, która wykonała kilka ciosów dobijających resztki nadziei na stworzenie rodzimej przeciwwagi, przynajmniej na tym rynku, dla światowych konkurentów.
Zamiast utrzymać ministra Kaczyńskiego, nawet, jeżeli urażona ambicja podnosiła ciśnienie, irracjonalnie rozwiązano mu ręce do samodzielnej kampanii. I nawet to wszystko – jak się okazuje po wynikach wyborów – jeszcze nie do końca pogrzebało szanse.( Ciekawe, jaki wpływ miała na nie, bo niewątpliwie miała, kilkakrotna obecność cierpliwego i przekonywującego min. Kropiwnickiego w Radiu Maryja?...)
Dopiero ambicje, czy podejrzenia, które kazały wystartować RS AWS, ZCHN i PPChD w formalnej koalicji, wymagającej 8 procentowego poparcia, zakończyły starania o przegraną.

Funkcjonuje również inna wersja oceny spektaklu. Odsłony zdają się tak nieracjonalne, iż, trudno nie odnieść wrażenie, iż być może klęskę wkalkulowano już od dawna w strategię działań. A wypromowanie Lecha Kaczyńskiego wpisuje się w ten zamysł. Wydaje się zatem, iż naturalną konsekwencją takiego scenariusza powinny być dalsze ruchy personalne do PiS-u i LRP. Być może jest to najlepsze rozwiązanie, dla wykrystalizowania się po prawej stronie – po dołączeniu części PSL-u - przesianej, autentycznej opcji patriotycznej i katolickiej w najlepszym tego słowa rozumieniu, coraz wyrazistszej i coraz sprawniejszej w realizowaniu dobra wspólnego, w strzeżeniu godności i zdrowia społeczeństwa, kultywującą tradycyjną, ale nie bezkrytyczną gościnność.

Być może już przy następnych, nieodległych wyborach, taka właśnie solidarna koalicja będzie mogła zaproponować Polakom i ich gościom nową jakość. Prawdziwą jakość.

I jeszcze jedno. Idą trudne dni. Być może nawet krańcowo trudne. A w ciężkich czasach, w czasach kryzysów – przestrzegał Piłsudski – „strzeżcie się agentów”. Tego, że ich nie zabraknie można być pewnym.
Publikacja: Tygodnik Solidarność nr 41 z 12 10 2001r. Pewne fragmenty wycięte przez Redakcję bez uzgodnienia z autorem.

Copyright © 2018. All Rights Reserved.