W sprawie przepustek. Z listów do przyjaciół. I znajomych

Pamiętasz Kolego z naszego szczątkowego doświadczenia wojskowego, iż przepustka była swoistą gratką...
(Szczątkowego doświadczenia-bo miesięczny obóz wojskowy dla studentów po czwartym roku, odbywany w zwartych koleżeńskich okolicznościach-to nie to, co prawdziwie rekrucka szkoła przeżycia :-) ....)
Ale i nam zostały jakieś wspomnienia...
Co prawda nie

dramatyczne-bo czyż można nazwać "dramatyczną" składkę na winko (czy coś mocniejszego) dla komisji, która miała za zadanie ocenić nasz-teoretyczny-stopień opanowania sztuki wojennej?...
 
Teoretyczno-praktyczny-bo na strzelnicy to już należało się wykazać konkretną celnością rażenia wroga w tarczy upodobnionego.       
I się raziło-bo była wreszcie jakaś możliwość wystrzelenia nie ze ślepaków a na ostro i do konkretnego celu-dobrze,że do tarczy :-)

Zatem-wracając do przepustek-i okołoprzepustkowych "okoliczności" - bywało różnie; na dłuższe próbowało się dotrzeć w rodzinne strony a na króciutkie znaleźć miłe dziewcze, które nie byłoby od tego, żeby nie uwierzyć w szczerość uczuć studenta w żołnierskich okolicznościach...

Mijały i mijają lata...
Zdobywaliśmy czy próbowali zdobywać różne przepustki...

A teraz trzeba zacząć się dobrze rozglądać i starać o kolejną, stałą.
I Najważniejszą!
Rzec można - Wieczną! :-)