Chowanie w kulturze

 O tym, że „Rzeczpospolite będą takie, jakie ich młodzieży chowanie” - powtarzając sentencję kanclerza wielkiego koronnego i hetmana Jana Zamoyskiego  - pisaliśmy nie raz. Wychowanie wszak ma wiele aspektów; jego jakość zależy również od tego, jaką informację o świecie, o zdarzeniach, jakie komentarze będą dostępne wychowującym i wychowankom. Kto i jak będzie kształtował rozumienie czy wyobrażenie rzeczywistości. W środkach powszechnej komunikacji społecznej, zwanych mass-mediami, w podręcznikach szkolnych i akademickich, w literaturze, sztuce.

Dlatego tak zażarta walka toczy się o panowanie nad informacją, czego doświadczamy chociażby z prac Komisji Nadzwyczajnej Sejmu; dlatego toczy się nieustająca gra na obszarze tzw. kultury wysokiej, gdzie rozdzielane są legitymacje środowiskowych nadań jakże często dla mizerot, prezentujących - w twórczości literackiej, w teatrach, galeriach propozycje, z których coraz mniej można nazwać sztuką - w dobrym znaczeniu tego słowa. Sztuka budowania, zostaje zastępowana przez szokowanie odbiorcy eksponowaniem zabiedzonej psychiki autora –ekshibicjonisty, lub po prostu cynicznego komiwojażera sztuczek destrukcji.
Gdyby sprawy zamykały się w prywatnych galeryjkach –pół biedy; gdy patologia wdziera się do szacownych murów za pieniądze podatników, to uczestniczymy wszyscy (bez złudzeń!) w dramacie państwa, narodu i cywilizacji, rozsadzanej importowanymi toksynami.

                                                             ***

Dobry dostęp do rzetelnej informacji musi, w interesie swoich obywateli, zapewniać państwo- organizacja powoływana dla pożytku wspólnego. W tym systemie sytuują się – obok środków masowej komunikacji społecznej - również biblioteki publiczne wraz z najważniejszą książnicą – Narodową. Powinnością Biblioteki Narodowej jest m.in. rejestrowanie i udostępnianie informacji o piśmiennictwie- o tytułach i zawartości książek, prasy, periodyków, systematyzowanie haseł tematycznych i zapełnianie ich odnośnikami do konkretnych publikacji i ich autorów. Trudna to praca, zważywszy na mnogość ukazujących się tytułów, na szczupłość środków, na drugorzędność –zda się – takich potrzeb, „gdy płoną lasy”. No cóż, natłok spraw bieżących, palących potrzeb zabezpieczenia obszarów niedostatków, będzie występował zawsze. Jednak cywilizowane społeczeństwa wiedzą, że brak archiwów, brak dobrej, powszechnie dostępnej, czytelnie poukładanej informacji, wpływa na jakość życia intelektualnego, a w konsekwencji prymitywizuje relacje z rzeczywistością.

                                                                  ***

Dobór wiadomości często bywa podyktowany względami ideologicznymi, ale zrzucenie odpowiedzialności jeno na spisek ciemnych sił, byłoby zbyt łatwe. Doświadczenie uczy że względy bardziej prozaiczne: zapracowanie, ciasne przyzwyczajenia, brak środków, są równie istotne, tak jak i zaniechania wydawców, oraz jakieś niezrozumiałe lenistwo odbiorców w dopominaniu się o konkret. Często w ferworze walk o wielkie, albo jeszcze większe sprawy, zaniechuje się zwykłych czynności, „szczególików”, na co została zwrócona uwaga przez fachowego– jak wynika z tekstu – znawcę przedmiotu w felietonie „Egzemplarz (nie)obowiązkowy” (NMP 12/03). Przykłady? Proszę bardzo. I tylko te, które nie trzeba brać z drugiej ręki. Zasłużone skądinąd wydawnictwo przesyła egzemplarz obowiązkowy książki Umarły cmentarz – Krzysztofa Kąkolewskiego, pozycji fundamentalnej dla obalania mitu pogromu w Kielcach, spontanicznego jakoby odruchu antysemickiego polskiego motłochu, po...sześciu latach, i to po monitach z – nazwijmy to skromnie- strony trzeciej. Inny wydawca, dopiero po „skoordynowaniu” z daleka, zaczyna dostarczać systematycznie numery tygodnika ze swojej siedziby w Alejach Jerozolimskich w Warszawie na Aleje Niepodległości, gdzie mieści się BN. Próbując nadrobić dwuletnie zaległości. Mizeria finansowa, ale i brak wyobraźni powoduje, iż do książnic uniwersyteckich i tych, które są wyszczególnione w Zarządzeniu Ministra Kultury o egzemplarzu obowiązkowym, nie wysyła się dodatkowego egzemplarza pism, dla bieżącego wyłożenia na regałach. Nie mówiąc o bibliotekach spoza rozdzielnika. Wydawcy ple-ple kolorowizn i innych postępowych propozycji nie popełniają takiego błędu - czego doświadczamy na półkach - szczególnie gminnych czytelni. Jednak– bądźmy szczerzy - brakuje również determinacji „oddolnej” w upominaniu się o dostęp do  tytułów alternatywnych – wymieniając chociażby Arcana, Droga, Głos dla Życia, N. Myśl Polska, Nasz Dziennik, Nasza Polska, Niedziela, Wychowawca, Źródło, itp. Doświadczenie uczy, iż cierpliwe, grzeczne i stanowcze starania przynoszą efekty. Poszerza się obszar informacji. I świadomość konieczności zwiększania ofert autentycznie alternatywnych dla zliberalizowanych do bólu, lansowanych chóralnie, często destrukcyjnych, propozycji. ( Takie będą Rzeczpospolite jakie czytelników chowanie?...) Tyle tylko, że samo się to nie załatwi. W żadnym ustroju. Trzeba inicjatywy. Tak, również mojej i Twojej. Niezależnie od rozwiązań systemowych. Oraz wyobraźni, że archiwa narodowe – te klasyczne i te nowoczesne – elektroniczne- są warte starań również redakcji i wydawców pism konserwatywnych, patriotycznych tzw. prawicy, aby znalazły swoje miejsce w odnotowywaniach Instytutu Bibliografii Biblioteki Narodowej. Chociażby ze względu na szacunek dla własnych autorów.

                                                                                                  ***

I tu może największe zdziwienie. Z gazet codziennych, w Instytucie Bibliografii Biblioteki Narodowej rejestrowane są publikacje tylko ze specyficznie liberalnej Gazety Wyborczej i starającej się- z różnym skutkiem- o centrowość Rzeczpospolitej. Brak niewielkiego objętościowo, zatem nie wymagającego przesadnych nakładów pracy, za to wyraźnie alternatywnego, konserwatywnego Naszego Dziennika.

To, że pani Redaktor NDz. zainteresuje się dynamicznie wejściem do archiwów IBBN wydawało się pewne. Jak i to, że posłowie tzw. prawicy –chociażby z racji swoich klubowych przynależności, doświadczeń życiowych i uczestnictwa w Komisji Kultury i Środków Masowego Przekazu – będą naturalnymi adresatami prośby o interwencję, ponieważ im nie trzeba tłumaczyć sensu i wagi zrównoważonej informacji. Tak samo, jak potrzeby stworzenia i wypełniania w bibliografii polskiej Biblioteki Narodowej, obok dziesiątków haseł - „antysemityzm”, hasła -„antypolonizm”. No, cóż...

- Kłopoty ze zdefiniowaniem? Dwaj znakomici znawcy: prof. Żbigniewa Żmigrodzkiego- fachowiec od tajników informatyki bibliotecznej i prof. Jerzy Robert Nowak – ekspert od antypolonizmów, nie odmówią, jak można sądzić, pomocy...

Powyższe postulaty były już formułowane publicznie (zob. „Sprywatyzowanie Bibliografii?”, Niedziela nr 33, z 18 08 2002r.) pod adresem obecnego Ministra Kultury -Waldemara Dąbrowskiego, po jego budującej deklaracji o otwartości na walory- powiedzmy -klasyczne. Na razie skończyło się otwartością na obsceniczne fotosy na Zamku Ujazdowskim. No, cóż każdemu może zdarzyć się wypadek przy pracy- jak min. Ujazdowskiemu z AWS w Zachęcie z Andy Rottenberg. Ważne, aby nie przeszło to w stan chroniczny. A deklaracje znajdowały finał w czynach. Głos ministra na marcowym spotkaniu z ludźmi mediów i kultury na temat wagi słowa, sensu propagowania czytelnictwa, jakości przekazu – jeżeli szczery, a spróbujmy uwierzyć że tak – daje nadzieję na odwrócenie trendów do jednostronności, do preferowania opcji liberalno-materialistycznych i kosmopolitycznych, przy marginalizowaniu prezentowania światopoglądu konserwatywnego, patriotycznego, narodowego.

Publikacja: N. Myśl Polska nr 15 z 13 04 2003r.


Konsola diagnostyczna Joomla!

Sesja

Informacje o wydajności

Użycie pamięci

Zapytania do bazy danych