Alfabetyczny–imieninowy-życiorys

Pamiętam, iż ongiś w modzie były takie książkowe życiorysy od A do Z. Sam mam mały udział w takim czymś-z dedykacją-od jednego z Autorów-znanego Redaktora głośnego ongiś satyrycznego tytułu. Może dlatego, iż ogłosiłem kilkanaście publikacji w redagowanym przez Niego tygodniku - Karuzeli…
- No, ale do roboty! Pierwsze–naprawdę pierwsze-skojarzenia wydobywające się z nieco sfatygowanej już pamięci -trochę alfabetycznie, trochę chronologicznie:

A – Adampol. Piękny pałac Zamojskich zamieniony po wojnie na sanatorium dla gruźlików. I niedaleki "Czerwony Domek" -oddział dla dzieciaków-dla nas-swawolników z przeróżnych stron Lubelszczyzny. A w Adampolu - Siostry Szarytki, które się nami opiekowały, z siostrą Partenią i Józefą na czele. I doktor Mikrza i… I piękne konwalie w okolicznych lasach. Cudności!

A - Akademiki -czyli Domy Studenckie. Warszawa. Uniwersytecka 5. Jelonki. Mochnackiego 12. Domy dynamicznej młodości. Się działo! Naukowo. I ...w ogóle :-)

A - Ania. Nasz mądra, dzielna, śliczna Siostrzenica. Licznych talentów. Również muzycznych. A teraz urzędniczka. Tak wyszło. Mama Kubusia. Pardon- już Jakuba - idącego gdzieś w świecie-dzielnie i samodzielnie - po drodze życia...

Ale „A” to również niezapomniany nasz puławski licealny Wychowawca-Tadeusz Kazimierz Arasimowicz!
Wspaniały Przewodnik po zagadkach języka niemieckiego ("Wer reitet so spaet durch Nacht und Wind"...), logiki i  możliwie  :-)   ) dobrych manier; tudzież po pięknych stronach naszej Ojczyzny. Mam Go w dobrej pamięci! Wiele dobrego przekazał nam-młodym rozbrykańcom. Nie tylko w języku niemieckim...

Zaraz, zaraz- A- to również równy Kolega Leszek Adach z Zakładów Azotowych w Puławach. I Mistrz różnych Lig bridgeowych.

B – Babcia Helena Ambrozińska i Babcia Maria Ambrozińska. Cudnej dobroci dla wnuka ( i w ogóle) istoty.

Babcia Maria musiała nieść śmierć Syna Jerzego na wojnie we wrześniu 1939 roku (zginął pod Krasnobrodem), a w 1944 r. męża – Józefa - członka AK, który w wyniku puławskiej wsypy, po przejściu niemieckiej gestapowskiej katowni w Kazimierzu, później wywieziony z Zamku w Lublinie do Oświęcimia – Auschwitz, gdzie zakończył dzielny ziemski żywot.

Natomiast Babcia Helena tak długo przebierała w niezliczonej ilości konkurentów do ręki urodziwej, dumnej szlachcianki, iż… czas minął… A ja zyskałem–wspaniałą, oddaną bez reszty naszemu domowi i mnie-Babcię! Przez lata. Dobre lata. Nie zdążyła wrócić z nami do Puław. Spoczywa na wiejskim cmentarzyku nad Bugiem.

B - Ks. kanonik Jan Breczko z Hanny.  Dostojny. Postawny. Siwiutki. Szlachetny. Uczył nas religii. Z Jego dobrych rąk otrzymałem Pierwszą Komunię Św.

B - to oczywiście! – Beatka. Panienka z warszawskiego okienka, położonego akurat naprzeciw naszej kreślarni w Domu Akademickim przy Uniwersyteckiej 5. Zatem… Koniecznie!
To była cudowna „konieczność” !  
Przez parę lat.
Do równie koniecznego rozstania z Warszawą.
A zatem i z zakorzenioną przez pokolenia w Stolicy Beatką Ł. Niewinne-serio ! - uczucia, niewinne rozstanie…Było żal...

B - Badziak. Karol. Fajny chłop i redaktor z tygodnika Karuzela, który pozwolił pofrunąć moim fraszkom i innym humoresko-ponureskom w świat. Na łamach. I się zaczęło...

B - Baliński Zdzisio. Warszawiak. Dobry Kolega z Zakładów Azotowych i wtedy groźny napastnik... Wisły Puławy! Różne trofea wywiózł z Puław. Z najważniejszym-Żoną!

B- Bełchatów. Miejscowość. Ale ważna na moim "życiorysowym" szlaku. - Rozwój, szczyty i koniec inżynierskiej drogi. I swoistej kariery zawodowej- kierownik grupy robót-zakładu-dyrektor-rencista   :-)

C - Ciocia Halina Bajdowska. Wspaniała Ciocia Hala! Moja „druga Mama”, która musiała przejąć część obowiązków „pierwszej” (z przerwami wakacyjnymi), kiedy trzeba było ruszyć z nadbużańskich pejzaży do puławskiego liceum – panieńskich, rodzinnych stron również Mamy.

D – Michał Dejneka. Solidny Kolega i dobry Człowiek w ogóle. Dlatego dostała mu się również dobra Żona. I dzieci. A teraz Persona! Znad rzeczki wpadającej do granicznego Bugu.

E – Elżbieta Łukasiewicz. Trudna towarzyszka pewnego fragmentu szlaku na drodze życia. Ale niektóre odcinki odwdzięczały się pięknymi widokami... Tylko niektóre w Jej poszukiwaniach... Zatem musiało się stać jak się stało...Teraz Ela już chyba czwartego nazwiska...

E i F - Ewa Fedzin - z nadmorskich, wakacyjnych, studenckich wypraw ongiś, ongiś uzyskana. Śliczna krakowianka. Bardzo dobra dziewczyna, do której-niestety-nie dorosłem.  

E B-T - Krótkie, intensywne doznanie owocu zakazanego...

Frankowska Krysia. Obecnie jakiegoś zagranicznego nazwiska. Kuzynka. Dobry, mądry, pomocny w potrzebie Człowiek. Wywędrowała za Ocean za Córką, która porwał jakiś młodzian. I tam już ułożyła sobie życie. Chyba w Chicago... Ale czy to aktualne? ... Kobieta zmienną wszak jest...

G – Góry! Moje wezwania i uczucie. Częściowo spełnione. Całą grań polskich Tatr-w tą i z powrotem-przeszedłem.
Na Giewoncie byłem.
Na Mięguszowieckich byłem.
Pod Chłopkiem byłem.
Na Kazalnicy byłem.
Na Gerlachu–niestety-nie.
Za to-w rekompensacie-na Rysach dwa razy.
Pieniny, Karkonosze, Sudety – też zaliczone. Bieszczady - ciutek.
I Górki Parchackie - pomiędzy Kazimierzem i Puławami!   :-)

G - Gil. Antek. Fajny Kolega w podstawówki. Miał ładny charakter pisma, zatem miał spisywać moją powieść. Ale jakoś-po rozpoczęciu pierwszego rozdziału-nie wyszło. Były ważniejsze sprawy. Za oknem….

G - Gryniewicz Zdzisia. Dzielna, ładna dziewczyna. Bardzo dobry, solidny, pomocny Człowiek. Teraz gdzieś w Paryżu chyba. W ślad za Córką.

H - Halinka Olszewska. Koleżanka z pierwszej pracy w Łodzi. Wspaniała Dziewczyna. Bardzo, bardzo dobry Człowiek. Szło dobrze. Ale nie dorosłem... wtedy.... do Niej.

H – Hanna! Osada Hanna.  
Super miejsce pobierania nauk podstawowych nie tylko w szkolonej ławie (pamiętam panią Wasiuk, pana Kalitko, panią Danutę Czelej-Pawłowską) i w wiejskim kościółku (ks.kan. Jan Breczko); ale i w laskach, na piaskach, tudzież na wielkich nadbużańskich łąkach.
Dobrzy Koledzy i kochane (niewinnie!) Koleżanki- Mania Mąkosa, Rózia Kralówna.... Szczególnie Rózia! :-). 
Zimowe brodzenia z Gwiazdą po ośnieżonych i zmrożonych polach, łąkach – gdzieś ku domkom pod lasami.
W lecie nauka pływania w rzeczce Hance.
I wyprawy hen-pod graniczny Bug-na upoziomkowane wielkie łęgi

H – Helena Ambrozińska (ale to już było pod B) – Dobra, bardzo dobra Babcia Helena
oraz  H - Ciocia Hala (było wyżej- pod C)

I – Irena! Cudowna Mama! Najwspanialsza na świecie! Bez niej wszak nie byłoby niczego - również tego alfabetu.
Kochana, cierpliwa nauczycielka życia–również (a właściwie-szczególnie!) na jego wirażach młodości.
Strażniczka pamięci o naszej trudnej historii–w tym okrutnych czasów, które nie oszczędziły Jej straty Brata-Jerzego Ambrozińskiego w wojennym bitewnym wrześniu 1939 (pod Krasnobrodem) i Ojca-Józefa Ambrozińskiego - członka AK- w niemieckim obozie zagłady–Oświęcimiu (Auschitz-Birkenau).

Próbowała również uczyć mnie francuskiego, ale jakoś... nie wyszło. Dla jasności- mi nie wyszło. Były ważniejsze, aktualniejsze zadania, kiedy chłopaki pod oknem niecierpliwie wzywali do kolejnej przygody!
- Nie wyjść?   
- Nie wchodziło w rachubę!  :-)

I - Irenka. Śp. Starsza siostra Janeczki. Przeszła przez wojenną wywózkę na roboty do Niemiec. Bardzo mądry i dzielna niewiasta. 

J –  Janeczka! - Jakżeby! Dawczyni innych niż poprzednie perspektyw. I Super Syna! Moja piękna, dobra, szlachetna, wytrwała Żona. Chociaż nieco już-bywa-zmęczona. Brak słów na taki Dar. Tylko tak dalej! Jak najdłużej Dobry Boże! - Proszę wytrwale i pokornie.

K – Kazimierz – mój kochany, mądry cierpliwy Tata. Cichy uczestnik AK. Później spokojny, bezpartyjny urzędnik w gminie. Prawdziwy mężczyzna! Nie w szpanie, lecz w codziennej, wytrwałej, dobrej realizacji Człowiek! Wzór!  Dziękuję! Z całego serca Tatku! Oręduj za nami u Pana!

K - Kijów. Miejsce urodzenia Mamy podczas ówczesnych zawieruch wojennych i rewolucyjnych. Dziadek, czyli Tata Mamy był wtedy rządcą w dobrach Zamojskich-właśnie gdzieś na Wschodzie. Ale dlaczego znaleźli się w Kijowie?... Już się nie dowiem…

K-Krysia Frankowska- jest pod F

K-Krysia -siostra Janeczki. Śp. Dobry, pomocny w potrzebie człowiek.

K- Krysia. Nowak. Przyjaciółka Beatki i córka ówczesnej Ważnej Figury- chyba z KC. Kiedyś tak się zdarzyło, iż razem mieliśmy pojechać do wczasującej Beatki. Tyle, że jakoś pomyliły się nam kierunki  :-)   - ot, zawirowania młodości :-)    )  i zamiast na północ pojechaliśmy na południe. Do Krakowa. Oczywiście stopem (wtedy był w młodzieżowej modzie Auto-Stop). Super zwiedzanie. Z noclegiem w poczekalni dworcowej.  
Jakoś tak fortunnie (i dziwnie) się zdarzyło, iż w drodze powrotnej zabrała nas jakaś służbowa Wołga i luksusowo dowiozła z Krakowa do Warszawy. Hmmm…

K” to również - Kuzawka
- Kuzawka - wioseczka niedaleko Hanny, znana (nam dzieciakom) z tego, iż tam Bug był niemal na wyciągnięcie ręki. A po drodze stała wspaniała wieża triangulacyjna, na którą obowiązkowo należało się wspiąć i wypuszczać papierowe samolociki, które potrafiły przelatywać hen-aż za nieodległą granicę. Stąd również pamięć o Kuzawce.

K- Kubuś. Teraz już Jakub  :-) . Syn naszej Ani. Dzielny samodzielnik gdzieś w świecie. Chyba w Kalifornii.

L – Lucynka Raiss - Lusia. Moje pierwsze niewinne „oficjalne chodzenie” z panienką.
Do Puławskiego liceum przywędrowała z bratem - czemuś - z Piasek Lubelskich.
Bardzo sympatyczna.  
Mieszkała w internacie.
Moim rywalem próbował być jakiś chłopak o ksywie Bibek, ale gdzie tam…
Nawet biliśmy się.
Dostał słuszne wnyki i zwiewał jak zając!
Szybki był.

No i – to oczywiste!- choć z nieco późniejszych lat –
Lepa Adam. Biskup.Pasterz i Mentor.
Przez niego-rzec można-wiele się stało.
-I Katolickie Stowarzyszenie Dziennikarzy się stało, w którym sekretarzowałem-w Oddziale Łódzkim-przez lata.
-I cykl konferencji: „Dziennikarz – między prawdą a kłamstwem” organizowany właśnie przez nasz –Łódzki - Oddział KSD – się stał.
-I błogosławienie pielgrzymek dziennikarzy na Jasną Górę, które wymyśliło mi się…
-I w ogóle... 

A jak Biskup Adam to i Siostra Barbara-wspaniale pomocna w organizacji konferencji i ...i w ogóle piękny, dobry Człowiek

Ł – Łoś Krzysio-poważny-jak pamiętam- warszawiak-brat cudownej Beatki–o której było wcześniej. Była też jeszcze siostra-mówiliśmy na nią–czemuś-ponury typ. Widocznie nie dołożyła do wina w potrzebie. Ale sympatyczna. Jak cała Rodzina.

Ł- Łęczyca - miejsce inżynierskiej, kierowniczej samodzielności przez dwa, chyba, lata. (Odcinki kanalizacji, przepompownia i oczyszczalnia ścieków, ujęcia i wodociągi z Krzepocina, zbiorniki na wodę). Fajne miasteczko. A niedaleko dostojny choć maleńki Tum z kolegiatą romańską.

M – Maria Ambrozińska – Mama mojej Mamy - czyli Babcia. Cudownego charakteru-dobroci, mądrości i cierpliwej wytrwałości-Człowiek. Takiego dawnego szlachetnego wytopu...
Straciła Syna Jerzego we wrześniu 1939r. w bitwie pod Krasnobrodem a Męża-Józefa–członka AK - w Oświęcimiu–Auschwitz-Birkenau w 1944r.
Bardzo dzielna.

M - Małgosia Ustupska - krótkie, niewinne licealne „chodzenie”. Mieszkała w skrzydle puławskiego pałacu. Razem prowadziliśmy „studniówkę”. I o nią biliśmy się z odrzuconym zazdrośnikiem-Tomkiem B.- wówczas już ważnym facetem - bo studentem pierwszego roku - chyba UMCS w Lublinie.
- Dla jasności-to on zaczął z porywie.
I dostał należne wnyki, przez co został odesłany przez egzaminatora, przed którym stawił się rankiem po owej studniówce, do powtórki w ...hmmm...mniej pobitewnym stanie. Na balu maturalnym już się nie pojawił.

Małgosia skończyła polonistykę na UW. Ale już nas nic nie łączyło. Chyba, że wspomnienie owego licealnego epizodu.

M - Mochnackiego 12 w Warszawie. Jeden z Akademików Politechniki Warszawskiej.
- Ale jaki !!!
Tam właśnie mieliśmy kilkuletnie okoliczności zamieszkania (oprócz rocznej Uniwersyteckiej 5 i rocznych Jelonek).
Się działo!
I nauczanie (od wchłaniania wiedzy) się działo!
I naocznie (od wchłaniania widoków pięknych dziewczyn) się działo!
I imprezowanie okolicznościowe - a okoliczności zawsze jakieś się znalazło - się działo!
I... i w ogóle - takie różne... :-)

Wspaniali koledzy-Alek Janiczek z Pleszewa, Andy (Andrzej) Żylski z Katowic, Leszek Dłutek z Siedlec, dochodzący warszawiak-super Wojtek Sommer.  …No i Warszawianki...
Z najwspanialszą Beatką! Panienką z okienka. Okienka naprzeciw naszej kreślarni.
Ale to było pod "B"

N -  Nagrodzki. To ja. Z przeszłość.  Z teraźniejszości. I przyszłości… Ciekawe, jakiej...
Oraz – niech będzie pod „N” - takie coś:  „Na skrzydłach roztańczonych marzeń”
Np.: https://www.youtube.com/watch?v=RSM4V5W-rDk

O - Opania Misiek (oficjalnie-Marian), jeden z czterech muszkieterów z Puław (Krzysio Brzeziński, Jurek Pawłowski, Misiek i ja – Atos-Portos-Aramis-d`Artagnan), który dzięki zakupionym przez nas, składkowo, szpadom i maskom został aktorem.  Chyba dzięki temu...  I uwiódł śliczną Hanię Furdal Na amen! A tylu się starało...
- Ale już na serio: Został dobrym aktorem. Wyszedł z pod ręki prof. Kazimierza Tadeusza Arasimowicza - naszego licealnego germanisty, logika i reżysera wszelkich przedstawień.

P - Puławy! Miejsce dobrych tradycji-jeszcze od czasów księżnej Izabelli. Miasteczko moich Dziadków, później Mamy, następnie i moje, kiedy przyszło wejść na pole licealnego trudu w świetnym „Czartorychu”.  
A po studiach, na roczną „odróbkę” stypendium fundowanego z Zakładów Azotowych.                                                                       To był dobry rok ze stażem pod okiem inż. inż. Tadeusza Wasilaka i Tadzia Kaliszczaka! Musieli jakoś znieść moje postudenckie postawy a ja, powoli, wejść w rygor poważnych obowiązków.
Tam poznałem również dobrych Kolegów - Zdzisia Balińskiego - chluby napadu Wisły Puławy i Leszka Adacha - późniejszego poważnego dyrektora jakichś puławskich firm.

Puławy-miasto kilku Instytutów naukowych i właśnie (później) Zakładów Azotowych. Zatem licznej ustabilizowanej kadry naukowej, ale i społeczności z napływu-ludzi „zaciągu azotowego”. Różnego poziomu zastosowania i… przystosowania…

P - to oczywiście Przemik - mój wspaniały Syn – historyk z wykształcenia. Dar z Góry! Człowiek niezwykłej mądrości i dobroci. W części efekt i moich starań. Ale gdzie mnie do Niego...

R – To, co ważne było pod „L”. Ale wcześniej – Rózia. Śliczna Rózia Kralówna z dawnej wioseczki Hanny. I moje nieskładne sztubackie zaloty wczesnego licealisty. Mgnienie. Miłe...niespełnienia znad zamglonej rzeczki.

S- Salski Tadeusz- mąż Jadzi, siostry Janeczki - Tata Ani- mądry dobry, pomocny człowiek. Zeszło mu się w ślad za Żoną - Jadzią- już sporo czasu temu. Mamy Go w dobrej pamięci.

S – Śnieżne połacie - Karkonoszy, Beskidów, Tatr ( a wcześniej Górek Parchackich). Tam się szusowało.
- Ze Szrenicy w Szklarskiej Porębie
- Ze Śnieżki w Karpaczu
- Z Czantorii i Skrzycznego w Szczyrku
- Z Nosala w Zakopanem
- Z Kasprowego na Gąsienicową i Goryczkową – również w Zakopcu!
- Z Mont Everestu... Nie, z Mont Everestu i z Mont Blanc nie :-)
-  … Ech!... Mam to w pamięci. I na zdjęciach. W gipsach nie. Jakoś się udało... Widać miałem dobre...narty :-)

S - Szpądrowscy. Maciek i Hania. Hania puławianka, Maciek łodzianin. Połączyła ich studencka Łódź. Wspólnie buszowaliśmy na stokach sudeckich, karkonoskich i tatrzańskich. Teraz gdzieś -hen- w Montrealu chyba...

T - To, co ważne-Tata-było pod „K”.

…A pardon:

Temida Stankiewicz-Podhorecka: dziennikarka, redaktorka, krytyk teatralny. Uczestniczyła w której z naszych konferencji cyklu "Dziennikarz- między prawdą a kłamstwem". Mądra. Niezależna. Super niewiasta!

Tigran! Tigran Haszmanian.  Artysta z Armenii, którego Los rzucił - i dobrze- do Polski. Ubogaca nasz Kraj swoim talentem. Dobry Kolega i Malarz. Sto lat Tigi!

Tytus Tomczyński. Dobry kolega z pracy w PH i przewodnik po...tajemnicach Łodzi. Fajny, oryginalny, były- krótko-lotnik. Mieliśmy nawet kiedyś, w piwnym uniesieniu, polecieć do mego przyjaciela pod Poznaniem, samolocikiem wziętym  z lotniska na Lublinku, ale jakoś – na szczęście - przeszło nam po drodze. Po drodze na lotnisko przeszło. I wylądowaliśmy bliżej – „Pod Siódemkami” na Piotrkowskiej (taki znany wówczas łódzki klub studencki.) Tytus-duch pioniera-zagospodarowywał później jakąś hacjendę w górach na południu naszego kraju. A ja "Pod Siódemkami poznałem kolejną super dziewczynę! :-)  "Siódemki" - to jest To! :-)  A przynajmniej były....

U – Ustupska Małgosia! Licealne niewinne próby. Ale już było pod „M”.  No i  Ula - Urszula Kownacka - piękna i dobra dziewczyna z Mazur. Jakoś się zaczęło...i rozwiało...Musiało...Było za późno...

W - Włodawa. Powiatowe miasteczko nad Bugiem, gdzie moja Mama –puławianka-dostał swoją pierwszą pracę, tuż przed wojną 1939 roku.
- Kościół-Cerkiewka - Bożnica. Tam ( w Orchówku k. Włodawy) Rodzice przyjęli w 1937 roku Sakrament Małżeństwa.
Super miasteczko!
We Włodawie miałem pójść do liceum z nieodległej Hanny. Ale to wiązałoby się z bursą. Zatem wylądowałem dobrze u Wujostwa w Maminych-z dawnych lat-Puławach. W renomowanym Czartorychu!

W - Wandzia Wilczyńska. Dobra i śliczna dziewczyna z licealnych puławskich „chodzeń”. Niewinnych.

W - Warszawa. Miasto pięknych studenckich lat i wspaniałych zdobyczy: Wiedzy fachowej na Politechnice, doświadczeń samodzielności (również materialnej- zarabialiśmy dorywczymi pracami w spółdzielni studenckiej "Maniuś"), odpowiedzialności, penetracji stołecznej przestrzeni wraz z różnymi zakamarkami, oraz... serc niewieścich.
Tak, Warszawa to niezapomniane miejsce nauki oraz wzlotów i doświadczeń młodości.
Mieszkaliśmy w akademikach na Uniwersyteckiej 5 i Mochnackiego 12, a rok na swobodzie Jelonkowej :-) Historii bohaterskiej Warszawy uczył nas- w niedzielnych wyprawach po Stolicy- Kierownik naszego Domu Studenckiego z Mochnackiego 12   sympatyczny p. Chętnik. Chyba Kazimierz, a może Tadeusz - już- przepraszam- nie pamiętam                                                                           

W - Wiara. Poznawana i wchłaniana w dobrym Domu. Również na kolanach wspólnej modlitwy z Mama, Tatą, Babcią.
- Wiara otrzymywana również w wiedzy od dobrych Księży w wiejskim kościółku i na lekcjach religii od ks. kanonika Jana Breczki.
- Wiara- tak mocno - organicznie rzec można - zakorzeniona, iż nie mogły jej wyrwać do cna ani oficjalne indoktrynacje, ani późniejsze młodzieżowe odruchy - szybsze niż… myśl. Stąd owe stadne zagubienia i indywidualne powroty. Powolne, zygzakowate nieraz, ale w efekcie bez utraty… kierunku. Chyba…
- Żeby nie wyjść na zarozumialca :-)

W - Wojtek Sommer. Druh ze stołecznych szlaków. I nie tylko tamtych. Buszowaliśmy nad Wisłą, nad Bałtykiem, nad Bugiem. Zdobywaliśmy razem tatrzańskie szczyty i...hmmm... dziewczyny. - W końcu mieliśmy po dwadzieścia lat... Mieszkał z rodzicami i siostrami w fińskich domkach przy Górnośląskiej. W zieleni.

To z okazji którychś Wojtkowych urodzin złożyły mi się ongiś takie słowa:

Przyjacielowi z dawnych lat do sztambucha. Urodzinowego

...pogoń za słońcem
nadmorska bryza
łąki nad Bugiem
i harfa traw
hultajskie ścieżki
zabawa w wojsko
stąd do wieczności
przygoda    traf

przebyte szlaki
zdobyte nieba
stopa na szczycie
błękitu krąg

noce szalone
wysmukłe ciała
świt rozedrgany
w zaplocie rąk

i znowu dalej
zachłannie w przyszłość

z marzeń w nadzieję
z poranku w zmierzch

dalej i dalej

a czas rozwiewał
przejrzałych pragnień
ziarno i kurz

...daleka droga
Przyjacielu
daleka droga

i coraz mniej już wątpliwości
gdy skóra marszczy się
obwisa
na kruchych żebrach
codzienności

W-to też Wujek Janek. Bajdowski. Dzielny samodzielnik, który przed wojną wywędrował za pracą z Włodzimierza Wołyńskiego gdzieś nad Bałtyk. Potem trafił na Puławy, gdzie znalazł miłość życia; po czym uczciwie, cierpliwie, uparcie, piął się po szczeblach zawodowych - od magazyniera po prezesa PZGS-u. Musiał oczywiście zrobić maturę. Zatem był czas, kiedy razem odrabialiśmy zadania… szkolne.

W - to Zygmunt Wojnowski. Puławski Kolega. Syn sędziego. Niezapomniany oryginał - już śp. Łączyły nas różne zapały w puławskim liceum, a później na Politechnice Warszawskiej.
- To przecie Zygmunt zakrzyknął w maturalnej klasie:
„Chłopaki! Idziemy na Budownictwo Wodne! Będziemy regulowali… Amazonkę!"
No i ruszyło nas-jeżeli pamięć nie myli-sześciu: Dwaj Wojtkowie-Kozłowski i Bonecki, Maciek Ciepielewski, Marcin Zalewski, Zygmunt Wojnowski i ja - na Wydział Budownictwa Wodnego PW (później wydział zmienił nazwę na Inżynieria Sanitarna i Wodna)
Zygmunt w czasie warszawskim został-ze względu na super pokaźne bicepsy (wcześniej ćwiczyliśmy domowymi hantlami - a jakże!) - „selekcjonerem” przy bramce tańców przy Akademickiej 5. I chyba w jelonkowskiej Karuzeli...
Tak… Zygmunt-niezapomniany towarzysz szlaków młodości- z Puław i Warszawy. A później-już sporadycznie-z Rogalina i Poznania, gdzie osiadł po burzliwych przygodach.
Niestety, zeszło Mu się już tego padołu w dziwnych okolicznościach. Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie…

Z – Zosia. Zosia Kraszewska. Lwica prawa i łódzkiego dziennikarstwa. Zaprotegowała mnie swojemu znajomemu redaktorowi Karolowi Badziakowi do wesołego tygodnika "Karuzela", w którym fraszkowałem i miałem inne humoresko-ponureski. Pełna inicjatywy i inteligencji niewiasta. Dlatego dostała reżysera filmowego Lowkę. :-)

No i  Z- Zdzisia. Zdzisława Gryniewicz. Dobry człowiek, mądra, ofiarna, ładna, dzielna, zaradna Niewiasta. Pomogła nieraz w potrzebie. Teraz gdzieś w świecie. Z córką. Chyba w Paryżu. Osierociła... Łódź   :-)

I tak kończymy na W i Z. (Chociaż nazbierałoby się jeszcze, co nie co... Ale może inny razem… Jeżeli będzie...  )

A jeszcze pod Z:
Z - Zejścia. Naturalne i daj Boże pogodne i godne!  Godne przepustki do Domu Ojca.
- Boć na przepustce będzie zapis słów i czynów…

 

PS. Do Alfabetycznego imieninowego życiorysu.

Przeczuwałem, że ta pamięć już nieco dziurawa i niezbędne będą jakieś dodatki. I tak jest.

Zatem- powinno być pod N – nauczyciele - chronologicznie, w czasie:

Boska Hanna  - Pani od polskiego z Czartorycha od dziewiątej klasy. Rzeczywiście boskiej łagodności. I skuteczności. W mowie i piśmie. Nikt nie oblał matury.

Dryja Kazimiera- Pani od biologii w Czartorychu.  Szczupła szatynka. Przedwojennej klasy. Czyli super!

Grodzki Zdzisław – pan od matematyki z puławskiego liceum. Najpierw stawiał mi gały- zapewne z powodu kompleksów- ja byłem Nagrodzki - ale później, kiedy jakoś nadrobiłem braki, dostawały mi się i czwórki i piątki. Wystarczyły na egzamin politechniczny na PW.

Keller Apolonia –Pani od historii. Siwiutka. Znaczy dobra. Przedwojennej klasy.

Kruk Franciszek - Były oficer przedwojennego Wojska Polskiego. Artylerzysta. Siedział w jakimś stalagu. Super oryginał. Nasz gnębiciel z chemii i fizyki w puławskim Czartorychu. Wystarczająco skuteczny, żebyśmy nie mieli problemów na różnych wydziałach politechnik, dokąd żeśmy podążyli raczej liczebnie.

Krzeszowiec Kazimierz- Harcmistrz. Uczył nas rosyjskiego w Puławach. I miał nieco przechlapane. Niekoniecznie z tego powodu... Ale nie był zły.

Lechman Jan- Harcmistrz. Pan od wuefuz Czartorycha. I sporo nauczył. W końcu startowaliśmy jako drużyna w mistrzostwach Polski w gimnastyce i zajęliśmy (chyba) drugie miejsce.

Leszek Adam – Pan od fizyki i astronomii. Już nowego wytopu. Tak jak i Nadzieja Henryk – Pan od matematyki. Ale musieli dorosnąć do starego Czartorycha.

Ks. Marcinkiewicz Wincenty – Religia. W ósmej klasie jeszcze w... klasie. Później już na plebanii. Takie były czasy…

Nadzieja Henryk. Przejął nas po profesorze Grodzkim w dziewiątej klasie Czartorycha. I dlatego miał przechlapane. Bo kto mógłby umywać się do postury, głosu i …metod kochanego Zdzisia.

Pawłowska Danuta – pani od wszystkiego w haneńskiej podstawówce ( wcześniej Czelej, a z domu…? Nie pamiętam. Może ktoś przypomni…)

Wasiuk ….. – zwiewna blondyneczka od języka polskiego i wielu innych kształceń. Podstawowych. W Hannie niedaleko Bugu.Nikt nie podrzuca mi imienia. Czyżby kronika szkoły zaginęła… ?

Wolińska Marta - Pani od polskiego z puławskiego Czartorycha. Uczyła jeszcze przed wojną moją Mamę. Nas krótko, bo tylko w ósmej klasie. Ale nauczyła! Później przejęła nas p. Boska.

Publ.: http://krzysztofnagrodzki.pl (od 25 .7.20)

PS.2 Do Alfabetycznego imieninowego życiorysu.

Pisałem już, iż pamięć nieco dziurawa i niezbędne będą jakieś dodatki. I tak jest. Zatem-dodaję.

Pod "B" - Boje. Ważne! - Moje boje.Budowlane.

Inauguracja z Zakładach Azotowych w Puławach. Staż pod okiem inż.inż Tadeusza Wasilaka w koordynacji i Tadzia Kaliszczaka- jako inspektor nadzoru.

I Łódź. W Energobloku Konin.
W Zespole Budów w Łodzi - u fajnego szefa-inż. Zbyszka Czaplickiego - organizowałem brygadę robót do uzbrajania terenu w  elektrociepłowniach łódzkich.
Brygada później rozrosła się do samodzielnej Grupy Robót (GRI), a następnie do Zakładu Robót Inżynieryjnych i Instalacyjnych (ZRII).

Kolejny etap to Bełchatów. Miasteczko. A teraz już miasto!
Miasto wzrastające wraz z nowo budowanymi gigantami: Kopalnią węgla brunatnego  i elektrownią
 
I ja wzrastałem: Kierownik Budowy-Kierownik Zespołu Budów-Dyrektor.
I schodziłem: Zastępca dyrektora (byłem nałogowo bezpartyjny-co w tamtych czasach miało znaczenie!)-Kierownik Zakładu-Kierownik Działu-Rencista :-) Super!
Super czas rencisty.
Dobrze-myślę-wykorzystywany.
Wtedy rozwinęły się moje pisywania "na łamach". (Pierwsza była chyba "Karuzela". I "Katolik")  A potem wzięło się i... utrwaliło  :-)