Akcja „D”

W demokratycznym schematach walki o władzę po tzw. prawej stronie utrwala się pewna prawidłowość. Pisaliśmy zresztą już o tym nie raz. W ramach nabierania kondycji do wyborczych zapasów ( a jest to czynność permanentna) demaskowane jest zło; ze swadą, ostrym językiem wytykane wady i potknięcia tzw. lewicy i lewackiego przeciwnika.

Pewien stopień ucisku wytykającego przez lewactwo jest wskazany. Pryncypialność wykazywana bywa również przez aluzje pod adresem najsilniejszego ugrupowania patriotycznego, narodowego. W miarę rosnącego dlań poparcia społecznego, podteksty gęstnieją. Pojawiają się apele o coraz szersze fronty, bądź sugestie o ew. agenturalności, sprzedajności, niewierności pryncypiom itp. Czyż nie taki mieliśmy obraz przed wyborami do Parlamentu UE? I po nich? - Skoro, mimo szerokiej akcji informującej o zagrożeniach związanych z wstąpieniem do Unii Szczęśliwości Europejskiej i Globalnej, wyborcy powiedzieli „tak” w referendum – trzeba uznać rzeczywistość i do niej dostosować dalsze działania. Co bowiem ma być alternatywą? Bunt kombajnów?... I czy nie przypadkiem przez nawoływania do bojkotu, ofiarowano trzy mandaty reanimowanej Unii Wolności?...

Jeżeli się walczy o to, aby prawa mowa nie niosła komunikatów w lewym stylu, to, co ma usprawiedliwić taki anons w opiniotwórczej gazecie: „>>Operacja Giertych<< to słaby odblask Okrągłego Stołu, ale mechanizm i zasady są takie same./.../ Nikt nie mówi, że tak jest na pewno, że pan Giertych odgrywa taką rolę, jak kiedyś Michnik czy Kuroń /.../ ”, ale... - jak można?
                                                                                              ***
Na szyld, który utrwali się w świadomości wyborców trzeba pracować długo i mądrze. Nie unikając mediów będących w rękach przeciwnika politycznego. Bo jak hipnotyzowani przez nie ludzie mają poznawać twarze i programy? Przez ulotki i spotkania w remizie? Również, lecz widać, że to nie najskuteczniejsza droga. Trzeba zaistnieć w mediach obrazkowych – również w (tzw.) publicznych. Tym bardziej, że zasady skonstruowano tak, aby ugrupowania parlamentarne (plus spostponowana przez wyborców UW) miały tam niejako z klucza swoje krzesła przed kamerami. To zaczęło dawać efekt, i...poczęło budzić podejrzliwość. Nawet tych, którzy sami nie odrzucali propozycji medialnych spotkań w postępowych telewizorniach. O co więc chodzi?...

Oczywiście, można rwać często - gęsto szaty nad dewastacją wiary, moralności, prawa, gospodarki; boleć nad potężniejącym antypolonizmem każącym fałszować historię i atakować zasłużonych Polaków; protestować przeciw bezczelniejącej hucpie antykościelnej; słać głosy dezaprobaty przeciw próbom lokowania w uświęconych panteonach narodowej pamięci ludzi publicznie i wzgardliwie odcinających się od Polski i polskości; to można i trzeba czynić – ale na niewiele się zdadzą najefektowniejsze gesty, bez realnej siły politycznej do zmiany, do odrodzenia i odbudowy. O co więc chodzi? – powtórzmy. - O to, aby pod płaszczykiem wielkich i słusznych słów, kolejny raz torpedować możliwość realnego wpływu na to co dzieje się w Polsce? I dla Polski?...

I jeszcze jeden kamyczek, tym razem do najwyższego ogródka LPR. To co było siłą: rzeczowość, spokój, realizm, nie można wytracać przez porywy młodzieńczego entuzjazmu, który, potrzebny - tak jak niezbędna jest również wyrazista reprezentacja i przywództwo ugrupowania - niechaj nie przybiera pozorów niegrzeczności czy nawet pychy W przeróżnych miejscach. Nie tylko przed  kamerami. Tyle już zyskano...

Krzysztof Nagrodzki

Publikacja: N. Myśl Polska nr 36 z 5 09 2004r.

(ostatni akapit opuszczony w MP)