Reportaże z codzienności

Po sezonowym przełomie politycznym - tym razem wiosną 2004r.– wzbudzono nadzieje ludu Rzeczpospolitej na przetarg dla odnowy dróg dojścia do świetlanej przyszłości. Eksperci zakrzyknęli, że zlecenie na remont może jednak przypaść konkurencji, bo w wyspecjalizowanej w regeneracjach Firmie nastąpił wyłom. Czy nawet „historyczny” rozłam. A juści! Pisaliśmy przecie, że to tradycyjna technologia: W krytycznych koniunkturach przebijamy się oddzielnie, kasę  atakujemy razem.

Najwyżej przy okienku powstaje tumult. Pierwszy efekt osiągnięto - po spektaklu min, pomrukiwań, krytyk i kalkulacji: być albo nie być? - przy udzielaniu zaufania rządowi prezydenckiego nominata. Gra idzie o zbyt wielką stawkę, aby kontrakt raz zdobyty, chciało się oddać – ot, tak -  na pastwę prawdziwego przetargu. Co innego przy licytacji kontrolowanej przez  tzw. autorytety, służby, komisje, programy. Również komputerowe. Tudzież przez sondażową i medialną paplaninę. Będziemy zatem przypuszczalnie świadkami historycznego jednoczenia lewicy globalnie postępowej, z udziałem UW, SdPl - być może z pewną ilością innych „widzących” - oraz „alterlewicowców” z akcentami narodowymi. Gdybyż ci ostatni potrafili wyrzuć infantylne pomysły na destrukcję kulturową i cywilizacyjną... Ale to chyba genetycznie niemożliwe.
                                                                                             ***
Tymczasem w gospodarce drgnęło. Zachód rzucił się po nasze cielaki i inną trzodę, czym podniósł stopy i dobrobyt. Do wiosny. A może nawet następnej jesieni? Ale kto by tam chciał ciągnąć zbyt długo wóz pełen przeróżnych deficytów...W każdym razie część wsi można będzie uznać za zneutralizowaną. Do wyborów. Ceny jadła, co prawda wezbrały potężnie, ale bezrobocie spadło. O całe 0,4%! Saksy pozostałych bezrobotnych, lekarzy, pielęgniarek, zamykanie szpitali, dramatyczne kłopoty z opieką medyczną, dają szansę na dalsze redukcyjne osiągi. Póki co, z 19,6 % pozbawionych pracy jesteśmy na pierwszym miejscu w Unii. A zaścianek straszył, że ceny wzrosną i będziemy na końcu. Pomylił się. Nie pierwszy raz, w starciu z wirtualną rzeczywistością postępu.
                                                                                             ***
Świat polskojęzycznych, postępowych, choć tradycyjnie opóźnionych w stosunku do zaścianka zdziwień, odnotował wyraźny przełom również w stosunkach miłosnych z naszym „najlepszym adwokatem” integracji unijnej (nie wiedzieć czemu z uporem nazywanej „wejściem do Europy”???). Niemieckie organizacje roszczeniowe uznały, iż naturalną konsekwencją deklaracji, jest próba zbliżenia. Ponieważ jednak zbliżanie, bez legalnego aktu prawnego nie leży w postępowej - póki co - naturze naszych sąsiadów, zatem stosowne dokumenty materialnego zadośćuczynienia za morze krzywd, za wyzucia z majątków i zbrodnie wypędzenia - prawie ludobójstwa ze strony „rozmamłanej słowiańszczyzny” (M.F.Rakowski), gdzie funkcjonowały „polskie obozy koncentracyjne”, zostały złożone do stosownych europejskich trybunałów. Plastrem na rany przeszłości bywa - jak powszechnie wiadomo – należyte otwarcie sejfu. Dlatego niknie w pamięci sprawca II wojny światowej i holokaustu; dlatego na celowniku pojawiają się następni – fakt, że już znacznie szczuplejsi - kasjerzy.
Zatem należy oczekiwać etapowej konsumpcji uczuciowego niemiecko-polskiego zbliżenia. A może jednak nie?...
                                                                                            ***
Zbliżenie zbliżeniem, ale porządek być musi! Funkcjonujące powszechnie pojęcie „media polskojęzyczne” (zobacz np. www.nova.home.pl/prasa.), użyte przez felietonistę łódzkiego miesięcznika „Aspekt Polski” - zbulwersowały Verlagsgruppe Passau GmbH, właściciela wielu tytułów polskiej prasy lokalnej i drukarni – w tym dwu popularnych dzienników wydawanych w Łodzi. Koncern „Polskapresse” – regionalna filia giganta z Niemiec – stanowczo odmówił druku konserwatywnego, firmowanego przez Katolicki Klub im. Św. Wojciecha, periodyku. To budzi respekt. Po pierwsze - trzeba mieć odwagę, aby powiedzieć stop panoszącemu się ciemnogrodowi. I to w mieście gdzie włada chrześcijańsko-narodowy prezydent. Po drugie - kto ma pilnować kondycji ekonomicznej Firmy (zaległość w regulowaniu należności za druk AP, sięgnęła porażającej kwoty czterech tysięcy złotych!), kto ma dbać o kondycję psychiczną zatrudnionych pracowników, no i w ogóle stać na straży interesów „gruppe”? Mają szczęście inne media – chociażby taki „Nasz Dziennik”, „N. Myśl Polska”, czy pozostałe wsteczne wydawnictwa – że nie leżą w zasięgu Verlagsgruppe; czy innych postępowych koncernów. Wtedy przełomy mogłyby być bardziej uporządkowane i nieodwracalne. A tak -  nieporządek  panuje jeszcze w regionie nad Wisłą... 
                                                                                             ***
Skoro jesteśmy przy przełomach, nie można nie zauważyć innych. Wielce dramatycznych, historycznych. I niosących gorzkie znaki zapytania. Przypomniano sobie wreszcie o miejscach masowej zagłady Polaków, Żydów, Cyganów i pozostałych „rozmamłanych” nacji w Sobiborze, Chełmie n. Nerem, Treblince, Bełżcu. Dziesiątki, setki tysięcy zgładzonych systemowo przez niemiecką maszynę eksterminacyjną w tych Obozach Zagłady, musiały uprzednio zostać zaćmione obrazem milionów wyniszczonych w Konzentrazionslagrach Oświęcimia- Brzezińki, Majdanka i innych? I porażającym obłudą szkicem Jedwabnego? I co teraz z owym niechlubnym hasłem „antysemityzm” na str. 154-155 w II tomie Wielkiej Encyklopedii Powszechnej PWN, opracowanym przez Daniela Grinberga:  „Agresywna propaganda antysemicka uprawiana przez Niemców w połączeniu z demoralizacją lat wojny nie pozostała bez wpływu na postawy niektórych odłamów polskiego społeczeństwa". I od nowego wiersza: „Najdramatyczniejszym przejawem wrogości do Żydów z lat wojny był mord w Jedwabnem /.../ ”? Co z jego twórcami? Co z tak zafałszowanym tomem encyklopedii? Co z klasyfikowaniem - przez spółkę autorską Małgorzata Tulli/Sergiusz Kowalski - przypomnień jako „mowy nienawiści”? Czyżby niedawny hołd pamięci zagłady w Bełżcu, z udziałem prominentnych przedstawicieli władz polskich i społeczności żydowskiej również wpisywały się w tą „tulli/kowalską” kwalifikację?

- Spokojnie. Nie wpiszą się. Kogo, kiedy i gdzie wpisywać, dyktuje głos postępu. Jeszcze. Tyle tylko, że ten nieustający wysiłek może kosztować go chrypkę. I kto wtedy będzie dyktował? – Warto  pomyśleć...

Krzysztof Nagrodzki

Publikacja: Aspekt Polski nr 8 z sierpnia 2004r.

Konsola diagnostyczna Joomla!

Sesja

Informacje o wydajności

Użycie pamięci

Zapytania do bazy danych